Dzisiaj dopadla mnie jakas jesienno-zimowa refleksja...
Mam dziwne wrazenie ze juz mi sie nie chce....
Dzisiaj na treningu kazali mi wisiec na drabinkach i podnosic nogi do gory ...wychodzi na to ze jestem slaba...nie zrobilam tyle ile bym chciala zrobic pompek tez nie zrobie za duzo...
Dochodze do wniosku ze chyba sie nie nadaje...w domu tez mi sie juz nie chce cwiczyc...
To jakas paranoja...Wiem marudze ,sa ludzie bardziej obciazeni obowiazkami a jednak znajduja czas na cwiczenia ...
Brakuje mi samodyscypliny....
Albo poprostu wszystko szybko mi sie nudzi...
Staram sie usprawiedliwiac sama przed soba dlaczego nie daje z siebie wszystkiego ...
Moj facet dzisiaj powiedzial ze albo sie postaram i dam z siebie wszystko albo jestem cipa i tyle....
Wspaniale podtrzymuje mnie na duchu...
A moze jednak jestem cipa nie wiem....
Teraz jestem zmeczona i obita po treningu ale chyba musze to na powaznie przemyslec...
Ale ja nie jestem pierdzielony Rocky Balboa czy ktos tam...