Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
znowu...


Od jutra dieta. Znowu proteinowa. Choć miałam już na nią przejść wiele razy to jakoś zawsze wymówkę udało mi się znaleźć. Ale tym razem nieźle mną trzepnęło. Wczoraj byłam na ognisku. Wybierając się tam zdałam sobie sprawę, że nie mam w co się ubrać. Nie mogłam się w nic dopiąć. Jedne jedynością spodnie wcisnęłam na tyłek i na bezdechu zapięłam ale tłuszcz wypływał górą i bokami, a do tego wypychał zamek i spodnie mi się cały czas rozpinały. W styczniu kupiłam sobie taką śliczną koszulę w kratę, która idealnie by się nadawała na ognisko ale nie mogłam się w nią w ogóle wcisnąć. Tzn wcisnęłam się, ale guzik dał się tylko jeden zapiąć. Koszmar. 
A dziś oglądałam zdjęcia z ogniska. Wyglądam na nich jak księżyc w pełni. Nic dodać nic ująć.

Dlatego czas najwyższy czas się za siebie wziąć. Żeby wyglądać pięknie dla siebie i dla Niego. Stwierdził dziś, że skoro ja będę pracowała nad sobą to i on to zrobi i rzuci palenie. Więc od jutra walczymy ze swoimi nałogami, on z papierochami ja z jedzeniem. Razem raźniej. Wiem, że nie będzie lekko ale razem damy radę.