Dziś dietowo idę jak burza, że tak powiem.
śniadanie: kromka pełnoziarnistego chleba, jajko na twardo, pół pomidora
II śniadnie: serek wiejski
lunch: grahamka i plasterek szynki
obiad: warzywa z patelni + 2 parówki (kurczak w domu się skończył)
+ fervex jeden bo przeziębienie mnie dopadło :(
Zaraz lecę na aerobik. Godzina pocenia się.... superrrrrrrrr... jak wrócę pewnie głodna będę. Opcjonalnie, jak już nie będę mogła z głodu wytrzymac, mam do wyboru: kiwi albo banana (lub i to i to) albo sałatkę grecką.
Na dworze okropelna pogoda, zimno i od południa leje, ale ja się psychicznie czuję świetnie. Rozważyłam w końcu kilka rzeczy i postanowiłam sobie dac spokój z moim facetem na odległośc. Jak byliśmy razem to było bosko, jak jesteśmy osobno to rozmowy przez net są ok, ale biorąc pod uwagę jego zapał to pewnie nigdy się już więcej nie spotkamy. Nie mam zamiaru życ urojeniami, że będzie super, bo nie będzie. Szkoda, że dopiero po mięsiącu sobie to uzmysłowiłam. Będę z nim utrzymywała kontakt, bo chłopak jest słodki i jak coś kiedys wyjdzie to będzie ok, ale nie będę żyła tylko tym "związkiem" tak jak to robiłam przez ostatnie tygodnie.
Poza tym brzuchol coraz mniej odstaje. Świetnie :D