Dziś rano stanęłam na wadze. Miała pokazac minus 2 kg, pokazała plus 1. Załamka. Tak jak pisałam wczoraj, wyglądam o niebo lepiej i czuję się dużo lepiej, ale po tym co zobaczyłam na wadze podłamałam się. Tak poważnie. Ale zamiast jak prawdziwa dorosła i odpowiedzialna osoba zacisnąc zęby i mocniej walczyc, rzuciłam się na jedzenie. Dla mnie typowe!
Śniadanie było ok: kromka pełnoziarnistego chleba i jajecznica, później zjadłam jabłko i grapefruita. Mniam. Ale potem pojechaliśmy do babci, tam poważnie zgłodniałam i się zaczęło. Zjadałam kotleta mielonego, 3 czy 4 kromki białego chleba ze smalcem. Czysty tłuszcz i węglowodany- niezbyt dobre połączenie. Niedawno skończyłam obiad: frytki, mięso duszone z pieczarkami i sałata z kefirem. Nie podoba mi sie to co zrobiłam. Dzisiaj wcale nie jestem z siebie dumna :(
Kalorii nabiłam sobie na 2 dni. Chciałam iśc dziś na rower (w końcu) ale mam trochę papierkowej roboty do nadrobienia, poza tym poważnie się zachmurzyło i dzisiaj dam sobie z tym spokój. Trochę później pocwiczę sobie w domu, taką małą pożarłoczną pokutę odprawię.
niunia305
1 maja 2008, 15:26ale zrob tak aby jutro było lepiej!masz racje powinnas tym bardziej nic nie jesc-ale to nie takie proste znam to z własnego doświadczenia...Ja zwykle zajadam smutki,mimo tych przeciwnosci losu jakie mnie spotkały i smutku tym razem nie zajadam tych smutkow bowiem ze tym sposobem robie sobie sama krzywde...zycze duzo wytrwałosci!pozdrawiam