Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Mikołayki ;


dzisiaj Mikołayki, wie to chyba każdy ;p ale nie wiem, czy mi z uśmiechem minęły...te kilka ostatnie dni były na prawdę różne.... było dobrze i było źle. jeśli chodzi o dietę to tak, trzymałam ją... ale w moim życiu bywało troszkę różnie, mniej kolorowo... nie dość, że mój szkrab przez nieuwagę dwa razy się przewrócił to jeszcze zalał się krwią... raz buźką o podłoge, drugim razem buzią o kant żebra od grzejnika... matko święta, cieszę się że ząbków nie wybiła, tego by jeszcze brakowało... 

jak wspominałam, zaczełam ćwiczyć. rozpiska moich ćwiczeń zajmuje 30min +/- 10min, zależy od zaangażowania :) noo i wczoraj poćwiczyłam, pogimnastykowałam się w popołudniowych godzinach, potem córcia obudziła się z popołudniowej drzemki, długi spacer, wieczór i wgl. i wtedy naszło mnie na przemeblowanie mieszkania, konkretnie salonu i pokoju córki. ile ja się nadźwigałam...ale ja jak to ja, nie daruje sobie jak czegos nie skończę... szafki, półki, łózka, krzesła, fotele, stoły, wszystko wędrowalo na swoje nowe miejsce. jestem mega zadowolona z efektu bo bardzo dużo miejsca się zrobiło i u małej i w salonie. ale za to od wczoraj i dzisiaj cały dzień cierpię... mięśnie to nie są, kontuzja też nie jako taka, jeśli chodzi o stawy itp. od wczoraj strasznie boli mnie kręgosłup a raczej obok niego. ból punktowy taki, wydaje mi się że jest nacisk na jakiś nerw bo normalnie go nie czuć a przy najmniejszym ruchu czuję spory ból. dzisiaj to przez niego słabłam, robiło mi się nie dobrze, czasem oddech ciężko złapać, nawet płakałam dwa razy. kurcze, załatwiłam się... nawet zabawki dziecka sprzątałam siedząc na podłodze ale potem o matko podnieść się z niej, tragedia... mam tylko nadzieję, że minie w najbliższym czasie, bo do jutra, wątpie....


a dzisiaj dziwna sytuacja, aż się wystraszyłam... robiłam wieczorem kanapki na kolację kiedy w salonie spadł na podłogę pilot. poszłam, zobaczyłam, nie podniosłam, wróciłam do kuchni. po chwili córka zaczęła cicho płakać. od razu do niej poszłam. weszłam do pokoju i stałam jak wryta. mimo że kładłam ją do łóżeczka z barierkami, ona jakimś cudem zeszła i siedziała na środku mojego łóżka <śpimy osobno ale w jednym pokoju> i z zamkniętymi oczkami płacze... myślałam że ja mam coś z głową że nie pamiętam gdzie dziecko położyłam... chyba jutro zadzwonię do babci jak dziadek się czuje bo miał problemy ze zdrowiem... a córka? co chwilę teraz płacze, niespokojny sen ma, nie mam pojęcia, dlaczego. właśnie śpi koło mnie w wózku a ma 1,5roku już... 

matko, oby te 2tyg szybko zleciały, niech mąż już do mnie wraca, zeświruje w tym mieszkaniu.... a najlepsze że to nie jedyne akcje tutaj... oby ten czas szybko zlecial...

Podobny obraz

dobranoc ;<