Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Upadłam i leżę, nie mam sił, żeby wstać... :(


Dopadła mnie beznadziejność, nicość...niewyobrażalna pustka.
Ostatnie tygodnie dominowały w mega zróżnicowane wahania nastroju, jeden dzień trzymałam wzorową dietę i kładłam się z uśmiechem na ustach, zaś następnego dnia już budziłam się ze łzami w oczach, i pochłaniałam wszystko co miałam pod ręką. Często tak było, lecz myślałam, że wreszcie udało się wyjść na prostą, że wreszcie dam radę.. Było tak, do czasu...znowu ciągłe konflikty z Mężem, który nadużywa alkoholu, nie ma w zasadzie dnia, by nie wypił 0,5 litra i nie widzi w tym problemu.. Ale to temat, na osobną dyskusję, lecz z uwagi na bardzo "delikatny" temat, nie będę miała odwagi chyba go poruszyć po raz kolejny, bardziej dosadnie.. Siedzę i zalewam się łzami, odpaliłam kolejnego papierosa, spostrzegłam, że to już kolejny z drugiej paczki....

Wiecie co sobie uświadomiłam? Że tak naprawdę żyje z dnia na dzień, w zasadzie nie potrafię niczego zaplanować od A do Z, żyję w ciągłym biegu, zmieniając non stop kierunki, niekoniecznie uzależnione ode mnie (denerwuje mnie ciągłe podporządkowywanie ?! trafnie sformułowane? ma to w ogóle sens?).. A jeszcze bardziej denerwuje mnie bezsilność.... i nie moc panowania nad chaosem w moim życiu.. O zgrozo! Mam 27 lat, i od 7 lat jest to samo, jak  nie gorzej...
Czasami przed zaśnięciem rozmyślam, dlaczego urodziłam się taka, a nie inna.. Dlaczego ja? Dlaczego nie mogę mieć super rodziny, wsparcia w rodzicach, takiej normalności...Dlaczego muszę tak strasznie szybko tyć.. Nawet obeżreć się pożądnie nie mogę, żeby stres załagodzić, bo zaraz waga rośnie jak je*nięta..

Dosyć moich wypocin.
Przepraszam, ale doskwiera mi również brak takiej prawdziwej bratniej duszy, bo "przyjaciółka", która mnie wysłucha nie potrafi mi doradzić, w bardzo szybkim tempie zmienia temat , więc w zasadzie nasza "przyjaźń" opiera się na spotkaniach, i wysłuchiwaniu o jej życiu, bo przecież moje jest nie ważne, a ja i tak sobie jakoś dam radę...

Tylko ile jeszcze tak będę trwać? Czuję, że gasnę ......


  • aska1277

    aska1277

    20 czerwca 2015, 21:33

    Glowa do gory

  • dorotamala02

    dorotamala02

    7 czerwca 2015, 18:05

    Nie poddawaj się,głowa do góry,nie z takimi problemami sobie radziłaś!Popraw koronę i zacznij znowu walczyć o siebie! Z każdą walką jesteś śilniejsza i odważniejsza,zobaczysz że znajdziesz siłę w sobie tylko ją poszukaj.Dasz radę!Wierzę w Ciebie.Mocno utulam.