Eh, ostatnio nie miałam czasu się mierzyć ani tu zaglądać. Maluda miała zapalenie płuc. Na szczęście jest już dobrze, ale niestety wyszło podejrzenie astmy :(
Dodatkowo nie mogę się dogadać z mężem i popadamy w kłopoty finansowe. Oczywiście, znowu zaczęłam się pocieszać w lodówce. Jestem na siebie mega wściekła. Tak dobrze mi już szło, a ja to zaprzepaściłam. Waga zamiast spadać, zaczęła znowu rosnąć. Na szczęście udało mi się zebrać w sobie i z powrotem dobić do 66,5. A było już 68....
Żałuję tylko, bo przecież mogło juz być 65. Najniżej dobiłam do 66,0, więc byłam już blisko. I brzuch zaczął wyglądać jakos porządniej. Dzisiaj znowu flak, ale za to mniej wypadający z gatków :)
Po zmierzeniu się dzisiaj i tak nabrałam nadzei. Oprócz ud, wszędzie ubyło mi trochę cm. Jupi! Może gdybym się bardziej przyłożyła do ćwiczeń, byłabym już seksowną mamuśką? :)
Na razie cieszę się z małych sukcesów:
- wchodzę w niektóre majtki sprzed pierwszej ciąży (jakieś 10 kg temu to było)
- robię 100 brzuszków bez zadyszki
- wchodzę w spódnicę z podróży poślubnej (też 10 kg temu)
- wciskam się w bikini i nie wylewam się z każdej strony.
- jem zdecydowanie mniej
- jem bardziej świadomie. Pytm sama siebie czy jestem głodna czy tylko mam na coś ochotę. Jeśli to drugie, zapijam wodą.
Do wypracowania zostało nadal:
- brzuch na płasko
- usunąć cycki z pleców....
- zlikwidować problem z ocieraniem sie ud. To największa masakra latem....
A Wy? Jak Wam idzie walka w wakacje?
kawonanit
25 lipca 2015, 12:24Obcierające się uda... oj rozumiem... Ja ostatnio przesiedziałam wesele, bo kompletnie zapomniałam, że ten problem mnie dotyczy :( :/