Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zważyłam się w końcu...


Kupiłam w końcu te baterie do wagi i się zwarzyłam - jest 62,5... hmmm szału bez...

No dobra ale dramatu tez nie ma :) To 7,5 kg do zgubienia do końca kwietnia. Jeśli nie będzie jakiś turbulencji po drodze to z palcem w nosie. 2 kg na miesiąc to i tak żółwie tempo, może uda się szybciej. Byle tylko nie było zatrzymania wagi (anty - motywacja) i akcji pt.: przeprowadzka, natłok pracy, wyjazdy - bo to równa się śmieciowe żarcie. Po drodze święta ale to zaledwie 1 dzień dyspensy i (o ile się uda) wyjazd na urlop. Na szczęście jak jest ciepło dookoła, to nie chce się jeść - tylko alko . Ale jakby coś, będę leciała na każdy aerobic w wodzie z hotelowym animatorem  czyli to, czego nigdy zawsze unikałam, bo nie znoszę jak dorośli ludzie organizują dziecinne zabawy innym dorosłym...

Dziś Kot gotuje, ma być niespodzianka, oczywiście dietetyczna. No bardzo jestem ciekawa, bo pogoda jest strasznie podła i wiem, że nie będzie miał ochoty iść piechotą po zakupy (a chwilowo mamy 1 samochód, który zabrałam ). W sklepie pod domem wybór nijaki.... mam nadzieję, że nie będzie to szpinak, bo ten lubie tylko jak sama zrobię, a lodówka niestety szpinakiem wypchana...

Jak jutro napiszę, znaczy, że przeżyłam  oczywiście żartuję, bo Kot nawet sobie w kuchni radzi...

Jak na razie dziś zjedzone:

3 kromki Wasa z błonnikiem - 60 kcal

+ lekko Almette - 60 kcal

+ 20g łososia wędzonego - 32 kcal

+ pół jajka - 40 kcal

+ gruszka - 80kcal

+ 4 suszone śliwki - 100kcal

+ 2 paluszki surimi - 80 kcal

.... serio? tylko 412 kcal do 16:30????? a jakoś z głodu nie umieram... oczywiście nie liczę kawy z mlekiem (0,5%), bo na ilościami picia kawy nie panuję i słodze słodzikiem.

Ciekawe ile obiado-kolacja niespodzianka. No ale przy tej ilości do teraz nawet można poszaleć...