Powracam. Zaczynam drugi dzień SB i czuję się tym nieco podekscytowana. Myślałam, że spocznę na laurach, żem nieco gruba, więc machnę ręką. A jednak nie machnę. I to o rękę się wszystko rozchodzi. Bo chcę, by mnie poprosił. I ponownie - o rękę, a właściwie o ręce idzie. Byliśmy na sesji zdjęciowej i miał mnie podnieść. Widziałam, że było mu ciężko. W sumie facet 80 kg, ja 56. Ale mimo wszystko, oboje byliśmy lżejsi te dwa lata temu.
No i impuls. Na tyle silny, by powiedzieć dość jedzeniu ponad miarę. Los okazał mi się sprzymierzeńcem. Oblałam egzamin na prawko, trzeci z kolei. Wpadłam w rozpacz i nawet jedzenie mnie nie kusi. Choć zawsze zajadałam smutki. Do tego jeszcze się przeziębiłam, więc spokojnie czeka mnie odpoczynek od obżarstwa.
A taki piękny wschód słońca był.
Sadpotato
6 maja 2016, 11:59Twój wybranek zdecydowanie musi uderzyć w ciężary na siłowni, bo 56 kg to piórko :D No ale najważniejsze to czuć się dobrze we własnym ciele więc powodzenia w osiągnięciu celu :)
queer
6 maja 2016, 12:16Marzenie :) ale to typ, którego chyba nie da się przekonać niczym :) mam jednak cichy plan, to wjechać mu na ambicję własnym sukcesem :P i dziękuję :)
Sadpotato
6 maja 2016, 12:58Trening i jego efekty naprawdę mogą sprawiać frajdę i uzależniać :) wiele osób udało mi się na trening wyciągnąć i im się spodobało więc wierzę, że i Twojemu partnerowi mogło by - gdyby tylko spróbował - a najlepiej z kimś kto ma o tym jakieś pojęcie i go wprowadzi;p
queer
6 maja 2016, 13:15Ma wprawdzie paru znajomych w pracy, którzy są stałymi bywalcami na siłowni, więc może przy okazji podsunę któremuś z nich, by zaraził go pasją :) ech, minęły z wiatrem czasy, gdy wyczynowo pływał, miał plecy i ramiona jak marzenie :) nawet dla samego zdrowia warto.