,, Sukces wydaje się być w dużej mierze kwestią wytrwania, gdy inni rezygnują". (William Feather)
Myślę, że powyższe słowa znakomicie ilustrują w doświadczenia wielu z użytkowników Vitalii, także i mnie. Przeglądając pamiętniki i spoglądając na moją własną historię, widzę ile w nich bywa rozgoryczenia, złości, zniecierpliwienia, rozczarowań, rezygnacji i wielu innych niezbyt miłych emocji. Bo każdy na Vitalii pragnie osiągnąć sukces, ale niewielu zdobywa laury- dochodzi do zaplanowanego spadku wagi i trwale utrzymuje osiągniętą formę. Ileż wyrzeczeń, kolejnych prób odchudzania, czasem psychicznych tortur- katowania się dietami i ćwiczeniami... a efekt mocno niezadawalający lub wręcz żaden. Ale przecież niemało pamiętników pokazuje, że ciężka praca rzeczywiście popłaca. Ja osobiście mocno wierzę, że jestem w stanie pokonać siebie i zacząć wreszcie racjonalnie podchodzić do kwestii zdrowia, w szczególności odżywiania. Sam sobie jestem winien, nie stosuję się do zaleceń specjalistów i mam słomiany zapał, a przy tym poddaje się napadom obżarstwa, więc nie mogę oczekiwać, że tluszcz w różnych partiach ciała będzie się topił.
W nawiązaniu do powyższej sentencji- sukces nie może być osiągnięty w jednej chwili. Słusznie ktoś powiedział, że na nadwagę (otyłość) pracowaliśmy latami, więc i uzyskanie formy musi trwać długie miesiące. Uzbrójmy się w cierpliwość, nie oczekujmy szybkich rezultatów, wprowadźmy choćby drobne zdrowe nawyki na stałe, a efekt w postaci poprawy zdrowia, smuklejszej sylwetki, poprawy urody i zdrowia psychicznego pojawi się na pewno. Może dopiero np. za dwa lata, ale już na zawsze... Bądźmy cierpliwi i jak zachęca autor powyższej sentencji, nigdy nie traćmy wiary w siebie, cieszmy się z drobniutkich sukcesów i nie rezygnujmy!
martiniss!
19 listopada 2018, 11:27Ach to wszystko prawda. Ale jeszcze zostaje samo wytrwanie, ale w czym? Najważniejsze jest aby to "coś" było w naszym zasięgu. A jedynie lenistwo/bezczynność nas od tego odwodzi. Bo ja z chęcią i bym chodziła z zawsze pomalowanymi paznokciami, ładną fryzurą, i wyprasowanej koszuli, miała "wypolerowany" dom, codziennie robiła dania rodem z niedzielnego obiadu, ćwiczyłą się, oglądała film, potem czytała książkę, a na koniec jeszcze wypełniała swój organizer "odhaczając" to kolejne "osiągnięcia". Ale prawda jest taka, że jakbym bardzo chciała to wiem, że tyle nie udźwignę. Z całego worka - muszę/chciałabym/powinnam wybieram tyle ile dam radę "podnieść". Jasne czasem, jest siła na coś ekstra, ale to minimum powinno być stałe. My sami wiemy, że tyle damy radę zrobić. Mimo lenistwa/mimo zmęczenia/mimo nerwów/mimo to mimo siamto ;) Jeśli tylko przezwyciężymy to "nie chce mi się", bo nie ma argumentu "nie dam rady". Dam. Bo to się mieści w moim zakresie. Rafał dlatego siądź. I główkuj. Widać że cholernie ta waga Ci ciąży. Już walić te szerokie spodnie, czy podbródek czy inne pierdoły. Ciąży Ci. I to daje się odczuć w każdym Twoim wpisie. A więc to musi być Twój priorytet. Jedna z tych rzeczy do "udźwignięcia". Jasne, jestem fanką ćwiczeń przy diecie, ale to na prawdę wystarcza te 10 minut dziennie ponad to co zwykle robimy zazwyczaj. To mogą być hantle (najłatwiej bo siedzimy i jedynie pracujemy klatką), to może być spacer (krótki), to może być wybór schodów zamiast windy. Cokolwiek. A skoro wrzucisz dietę do tego worka do udźwignięcia na co dzień. To nie ma zmiłuj, coś z tej puli musi wypaść. Wybierz sobie takie rzeczy, gdzie pod koniec dnia "zaliczając" te zadania będziesz czuł się usatysfakcjonowany danym dniem. Powodzenia!!
dorotamala02
18 listopada 2018, 17:15Dokładnie tak!!!