Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
I'm friends with the monster that's under my bed.


Hej.

Ćwiczę od dawna, na poważnie wzięłam się za siebie w czerwcu 2012 roku. Nie jestem  w tym zbyt systematyczna, często zarzucam ćwiczenia i przestaję uważać na to, co jem, ostatnio jednak coraz rzadziej przytrafiają mi się okresy lenistwa. W ciągu adwentu w ogóle nie jadłam słodyczy.   Oczywiście, od tamtego czasu (2012) moja sylwetka wizualnie znacznie się poprawiła, jednak niewiele zrzuciłam. Nie mam w domu wagi więc systematyczne ważenie jest niemożliwe. Rodzice nie zgadzają się na jej zakup, ponieważ uważają że "przesadzam" z dbaniem o figurę. Za to na pewno kupię centymetr krawiecki i postępy będę mierzyć  .

Nie lubię swojej sylwetki. Ostatnio polubiłam za to uczucie lekkiego niedosytu. Jedyne, co mi się w sobie podoba, to wystające obojczyki. No i ostatnio sukienka w rozmiarze 38 była za luźna, musiałam kupić 36 .

Moja motywacja? Chcę w końcu chodzić z podniesioną głową, nie zastanawiać się wciąż czy nie wyglądam grubo, nie porównywać się obsesyjnie do każdej dziewczyny ("czy nie jest chudsza ode mnie?"), nie myśleć nerwowo czy ten chłopak który właśnie patrzy na moje nogi myśli o tym, jakie są grube, nie przyspieszać kroku przy przechodzeniu obok grupki dziewczyn które właśnie wybuchnęły śmiechem myśląc, że to ze mnie, chcę we wrześniu podczas wyjazdu do Włoch bez skrępowania nosić bikini. 

Plan? Ćwiczenia co najmniej 3 razy w tygodniu i zrównoważona dieta. Kiedy tylko zrobi się cieplej, powrót do biegania i roweru. 

Życzę Wam udanego sylwestra i osiągnięcia wszystkiego, co postanowicie sobie na nowy rok!