ostatnie 2 dni upłynęły mi pod znakiem szarlotki z kruszonką... wybrałyśmy się w sobotę z Małą na spacer na pobliski bazar, dokonałyśmy zakupu jabłuszek i mamusia działała w kuchni... szarlotka wyszła cudo! przypalone, ale cudo. skoro całe ciacho już poszło, to znaczy, że nikomu skrobanie spodu aż tak bardzo nie przeszkadzało :)
oczywiście musiałam sprawdzić osobiście, czy jest zjadliwa. 2 kawałki jeszcze na ciepło, a wczoraj po obiedzie też kawałek. finał jest taki, że dziś waga wyszła na zero, czyli may wynik z piątku. no niby ok, było nie szamać szarlotki, ale jestem 2 dni do tyłu...
dziś póki co owsianka na chudym mleku. czas się coś poruszać...
--------------------------------------------------------------------------------------
udało się! ruszyłam dziś swoje dupsko i poćwiczyłam. nie było tego dużo. ćwiczenia z planu activii (wlazłam tam poszukać ćwiczeń, to znalazłam) i trenig cardio z Mel B (bez ostatnich 2 ćwiczeń, już nie dałam rady...). niby nic, a wszystko mnie boli, a w trakcie to już w ogóle tragedia była. nawet nie przypuszczałam, że z moją formą aż tak źle, a właściwie to jej już w ogóle nie ma :(
busiaczekkk
19 marca 2012, 18:06Witaj :* No jakie tam 2 dni do tyłu... a jakie pychotki :):):) od czasu do czasu naprawdę nie zaszkodzi :) Buziaki i milusiego wieczorku :*
kobietka33
19 marca 2012, 14:52Ja też umiem pyszną szarlotkę piec choć nie przepadam za pieczeniem ciast. Teraz będą spacerki po twoim pięknym Krakowie to będziesz spalać na bieżąco. A jak zaczniesz biegać za Małą to już prawie jak aerobik :)
ButterflyGirl
19 marca 2012, 11:31Ojeju nie mów mi tu o takich pyszotach bo ślina kapie mi na laptop