Oj dawno już nie pisałam, bo jakoś nie chce mi się, choć czytam was codziennie, za bardzo też nie mam o czym bo ostatnio nie wiele się w moim życiu dzieje. Prawie z domu nie wychodzę bo mnie ciągle ta kość ogonowa boli po upadku, a nawet jak bym mogła wyjść to nie bardzo mam gdzie. Samotność doskwiera mi na tej emigracji jak diabli dodatkowo sam się też izoluje, czasami myślę czy to czasem nie depresja, nic mi się nie chcę i wolne chwile poświęcam na spanie albo na net. Z ludźmi mało rozmawiam, nie mam ochoty, czasem denerwują mnie ich poglądy przechwałki a poza tym nie ufam im. Moi prawdziwi przyjaciel, ci z dawnych lat są rozrzuceni po świeci i kontakt mamy słaby, więc czasem kiedy mój J. wychodzi pograć w kosza czy nogę a ja zostaje sama bo dzieciaki już śpią (czyli około 3 razy w tygodniu) to wtedy czuję się tak samotna że chce mi się wyć!!!
Bloondee
22 października 2010, 11:28Rzeczywiscie, przyjaciel potrzebny od zaraz! Tak to jest na emigracji - ciezko komus zaufac. Ja kolezanki mam, tylko kilka co prawda, ale na znalezienie przyjaciolki nie mam co liczyc...