Dziś rano rozmyślałam nad efektami mojego odchudzania... a że dojeżdżam do pracy, to czasu miałam wystarczająco. I doszłam do wniosku, że bardziej służy mi odchudzanie na siłowni.
Ćwiczyłam od stycznia do marca z Mel B ok. 40-60 minut, kilka razy w tygodniu (czasem codziennie, czasem co dwa dni) i efekty były ale małe.
Od dwóch tygodni chodzę na siłownię i swojego ciała poznać nie mogę. Chodzę mniej więcej 3 razy w tygodniu na godzinę. Trochę jazdy na rowerku, trochę bieżni, orbiterek i czasem ćwiczenia na uda, pośladki i ramiona. Wychodząc z siłowni nie czuję się wykończona i po godzinie ćwiczeń wiem, że mogę więcej, ale ze względu na to, że mój grafik jest mocno napięty nie kontynuuję dłużej.
Z dietą różnie, gdy ćwiczyłam z Mel B uważałam na jedzenie, jadłam chude i nie tuczące... teraz pozwalam sobie np. na spaghetti czy kilka ciasteczek.
Jutro zrobię pomiar, waga wiem, że stoi... najpierw spadła do 61kg, ale ostatnio widuję 62 (przyrost mięśni?)
Thiny69
11 kwietnia 2014, 09:12Pewnie przyrost mięśni. Aczkolwiek i tak gratuluję determinacji :)
SzemranaKate
11 kwietnia 2014, 08:47i tak trzymaj, sama ćwiczyłam jakiś czas z Mel, z Ewą, Tiffany oraz wieloma innymi. nie mówię, że ich ćwiczenia są nieskuteczne bo są, jednak i ja widzę większe efekty po "typowych" ćwiczeniach kardio - rower, nordic walking, orbiterek. powodzenia! a wagą się nie przejmuj, pomiary są bardziej wiarygodne!
CzekoladowaSilje
11 kwietnia 2014, 08:45Także uwielbiam siłownie... jednak co cardio + ćwiczenia z obciążeniami to nie dywanówki ;p A co do wagi, to bardzo możliwe że mięśnie.. chociaż nie wiem co znaczy czasem sobie pozwalam xD Ale wierzę że jesteś mądrą kobieta i znaczy to co pisze, więc stawiam jednak na mięśnie ^.-