Wczoraj kupiłam sobie małego MilkyWaya ( 90kcal), miałam śliskie ręce od kremu i nie umiałam się do niego dobrać. Kurczę, miałam taki ślinotok, że jakbym była postacią z bajki zapewne kapałoby mi z pyska... Nosz cóż za mechanizm głupi... pies Pawłowa normalnie...
Dzisiaj przed wyjściem do pracy już wpadły 2 kostki gorzkiej czekolady...
Aaaa na pomoc :(
Zbliża się sobota, dzień ważenia a tu coś podejrzewam będzie doopa blada a nie spadek.
Tak w ogóle to byłam w Lidlu i wzięłam nowe przepisy bo na okładce wyglądały fajnie: "Udka z kurczaka z cytryną, miodem i z zapiekanymi ziemniakami" bądź "Pieczony kurczak w sezamie na szpinaku z pieczonymi ziemniakami". Nosz przyznacie, że brzmi nieźle?
Pieczony/kurczak/szpinak - dla odchudzającego brzmi ok. Do momentu jak nie otworzę broszurki i nie przeczytam co trzeba do tego dania mieć a tam standartowo: w cholerę oliwy, masła i najlepiej wszystko jeszcze zalać śmietaną.
Eh, no nic... zawsze można zrobić wersje light.
Jedynie co jest w miarę ok w moim odchudzaniu to dawka ruchu. Narazie na 10 dni tylko 2 dni nie było rowerka więc powinnam wyjść na zero.
Idę coś popracować a co mi tam :)
kaska2112
12 kwietnia 2013, 00:13Wlasciwie to nie grzeszysz. Ja jem codziennie cos slodkiego, bo inaczej bym umarla. Albo rzucilabym sie na zarcie w drastycznych ilosciach. No nie daj boze;P
cambiolavita
11 kwietnia 2013, 12:00Czesto tak jest, ze po Swietach ciezko jest wrocic na dobre tory, ale kiedys trzeba ;) Nie ma innego wyjscia, jak po prostu zmusic sie do powstrzymania sie od zjedzenia tych pysznosci! Jak Cie kieruje w kierunku czekolady, to zwroc sie w kierunku bakalii :)