Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jestem z siebie dumna


Odniosłam dziś mały - a dla mnie Wielki - sukcesik. Sprawa prosta - nie udało się w pracy zaplanowane zdrowe śniadanie (pasztet okazał się do wyrzucenia) i
miałam niemiłosierną ochotę na "coś słodkiego", już planowałam co kupię w słodyczowym automacie, jeszcze się wahałam, próbowałam coś innego wymyśleć, ale słodyczowy "głód" nie dawał spokoju, przeliczyłam drobne i miałam iść, ale coś mnie zatrzymało na parę minut. A potem na chwilę wróciło rozsądniejsze myślenie - właściwie po co, wcale nie mam ochoty się tak przecukrować itd. W efekcie NIE KUPIŁAM, zrobiłam sobie cappuccino i zajadłam głód chrupkim chlebem z jogurtem. 
Niby niewiele, ale dla mnie to pewna nowość, bo zwykle na taką silną 
"chętkę" reagowałam tak samo - kupując coś i rozgrzeszając na chwilę. 
Ha! Dlatego w tak krytycznych  momentach nie wolno 
mieć dostępnych słodyczy! ;o)

A po pracy poszłam 2 dłuuugie przystanki piechotką zahaczając po drodze o ryneczek z owocami i warzywami. Kupiłam jabłka, banany, selera i brokuły. UWIELBIAM JABŁKA :o)

  • martide

    martide

    4 maja 2008, 10:14

    wiesz u mnie w biurze jest taka szuflada. ze slodyczami. wszyscy stwierdzili ze czasem jest fajnie zjesc cos slodkniego (do kawy po obiedzie). jest male pudelko do ktorego kazdy wrzuca jakis grosz i potem ktos robi slodyczowe zakupy... i niestety w efekcie mam zawsze pod reka cala mase slodkosci. nie leza zamkniete w automacie. sa na wyciagniecei reki. wiem o czym mowisz. ja walcze KAZDEGO DNIA. i nie moge powiedziec - haj nie kupujmy wiecej slodyczy bo ja sie odchudzam! ;) to jets moja walka. kazdego dnia. sciskam mocno i gratuluje! i to nie jest wcale maly sukces!