Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Schudłam. I wcale się nie cieszę!


Dziś było pierwsze ważnie w "akcji-motywacji". Jak zwykle przed wejściem na tanitę miałam niezłego stresora - spocone dłonie, przyspieszone tętno. Jak zobaczyłam cyferki z liczbą "54.6 kg", to już wiedziałam, że coś jest nie tak. Później dalsze pomiary - procentowa zawartość tkanki tłuszczowej, która.. skoczyła w górę! BMI spadło do 19,9... "fat mass" prawie w każdej części ciała było podwyższone... 
Poczułam sie zdegradowana. Kolejny raz. Kiedy już mi się wydawało, że jestem na dobrej drodze, bo zaczęłam widzieć rezultaty moich treningów i diety, co potwierdzały za duże spodnie i opinia znajomych.. 
Po konsultacji z instruktorem-dietetykiem dowiedziałam się, że jem za mało mięsa=białka. Cóż, nie wyobrażam sobie być wegetarianką, ale nie mam ochoty na mięso codziennie.. 

masakra

Czemu musi być tak ciężko i skomplikowanie?