Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
pora się wziąść w garść


Poprzedni wpis mi gdzieś uciekł to teraz w skrócie.

Znalazłam dzisiaj dwa ciekawe stwierdzenia:

"Są dwa rodzaje głodu: fizyczny, kiedy ssie nas w żołądku, i psychiczny - opisywany jako napięcie psychiczne. Gdy on się odezwie, jedzenie nabiera funkcji symbolicznej - zastępuje coś, czego te osoby są "głodne" - to głód uczuć, towarzystwa, czasem niezaspokojone potrzeby z dzieciństwa - głód opieki, bezwarunkowej akceptacji."

"Osoby otyłe to najczęściej te, które nie mają czasu dla siebie."

Oba stwierdzenia jak najbardziej mnie dotyczą.

Ja nie jem, bo ssie mnie w żoładku, tylko jak to zawsze mówiłam zajadam stres, czyli trapi mnie drugi rodzaj głodu.

Brak wiary w siebie, samoakceptacji oraz to że zawsze potrzeby innych są na pierwszym miejscu powodują, że chyba nigdy nie schudnę.

Wiem, powiecie, że sama się przed sobą tłumaczę, ale ja zawsze uważałam, że moja otyłość jest problemem tkwiącym w mojej psychice i nie wystarczy diet i ruchu. Ja poprostu muszę dojrzeć. Już myślałam, że mi sie to udało, ale chyba jednak nie.....

Waga stoi w miejscu. Dobrze, że przynajmniej nie rośnie. Ja jakoś nie czuję ostatnio motywacji do dalszej walki.

 

 

  • MOTYL40

    MOTYL40

    6 listopada 2009, 04:51

    Oj racja, racja. Jakbym czytała o sobie. Musimy nauczyć się być choć trochę bardziej asertywne-pomyśleć i zrobić coś dla siebie. Myślę że jesteś na właściwej drodze. Samo uświadomienie sobie tego wszystkiego o czym piszesz to właśnie ten pierwszy najtrudniejszy krok w dobrym kierunku. Życzę powodzenia i trzymam kciuki. Pozdrawiam.

  • wroneczka

    wroneczka

    3 listopada 2009, 11:49

    Oj jak ja rozumiem twoj głod psychiczny. Moj domowy psychiatra to jedzienie. Zawsze zajadam stres. A chciałabym jak moj maż likwidowac go na basenie , bądz biegajac itd

  • niunka31

    niunka31

    3 listopada 2009, 11:11

    to wsz co napisalas jest prawdziwe,i ty to wiesz.... Mysle,ze czasem nalezy upasc by dostrzec to co z pozycji stojacego jest niewidoczne.Mysle,ze pierwszym kroczkiem do powstania jest zaakceptowanie siebie,pokochanie swojego wizerunku ,swojego ja...Wiesz stanelam ostatnio w bieli- znie przed lustrem ...mialam fajowy humor ,ale przerazilam sie moje nogi jeju zwoje skory ,tluszczu jak purchawka brzuch to samo...to bylo straszne,-myslalam czy ja juz zawsze bede tak wygladac,,,,,poszlam do lozka a moj Myniu powiedzial mi ,ze jak wazylam te moje 123 to bardziej siebie akceptowalam niz teraz,ale to nie prawda,ja poprostu nie patrzylam na siebie....mordowalam sie tam w srodku z soba ,zagluszalam ... Moral?....poszlam pod lustro i powiedzialam Aniu kocham cie nawet z tymi nogami,ktore w wysokich bucikach i spodniczce wygladaja fajnie,kocham cie brzuszku,,,,,wiele przecierpiales...to i wyglad twoj taki....ale korygujaca bielizna cie ukryje hihh i tak ide do celu....czasem wmawiam sobie ,ze jestem naj i moja podswiadomosc to lapie i sieje w rozumku ziarenka zadowolenia Powiem ci,ze i mi nie jest lekko...ze wiem ze gdybym upadla teraz to nie wiem czy moglabym sie podniesc.... ale ofiaruje ci moje wsparcie,to ze gdy dopadnie cie glod podam ci dlon ,podtrzymam bys nie upadla,bo nikt glodniego nie zrozumie jak drugi glodny,,,,nic w zyciu nie jest podane na tacy... cokolwiek robisz rob to dla siebie,od dzis choc 1 rzecz niech bedzie z milosci o siebie tylko wiedz,ze jedzenie te tluste,kaloryczne to nie przyjaciel,,,,to jak wrog ,ktory poprawia humor ale tylko na chwile ,nawet jak zagluszasz wyrzuty....poglaszcz siebie po brzuszku ,zrob makijaz ...i zyj z radoscia bo zycie jest tylko jedno.... no lap ta reke ....warto pokonac slaboscie choc sama wiem jak ciezko latwo sie pisze i radzi ,ale z realizacja trudno