Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
nowy początek


Zaczynam po raz kolejny pracę nad sobą, walkę ze swoimi słabościami, ze swoim lenistwem, obżarstwem, łakomstwem, itp. To wszystko ma wyniszczający wpływ na mój organizm, wiem o tym doskonale tyle, że ciężko jest mi się ogarnąć, ciężko zacząć, a najciężej dokończyć to co zaczynam ( z tym zawsze miałam problemy, tzw. słomiany zapał).
W mojej rodzinie każdy je, je, je, je, je i nie tyje, chwilami mam wrażenie, że wszystkie kalorie przez nich pochłanianie odkładają się na moim brzuchu, dzięki Bogu, że mój narzeczony ma ten sam problem co ja przynajmniej nie czuję się przy nim jak lukrowany pączek, bo oboje jesteśmy grubaskami, oboje lubimy słodkie, oboje lubimy dobre jedzonko.
Ale koniec z tym!!!
Tym razem musi mi się udać!!!
Kiedyś schudłam i uda mi się to znów, najgorzej z rozplanowaniem tego wszystkiego w czasie ale dam radę tyle spośród was daje radę to i mi się uda!

I. Pracuję w biurze, wśród kobiet, każde "inne" jedzenie przyniesione do pracy musi być skomentowane "odchudzasz się?" a ja nie lubię się chwalić i opowiadać, że tak przeszłam na dietę wiedząc, że za tydzień mój zapał mi przejdzie i znów przyniosę drożdżówki bo nie będę miała czasu i chęci na organizację zdrowego śniadania. Pisze o tym bo to pierwsza z moich przeszkód, może banalna ale mi przeszkadza i będę musiała się zmierzyć  z tym problemem.

II. Kolejną przeszkodą jest brak czasu, w zasadzie może kiepska organizacja czasu. Wracam do domu pare minut przed 16, głodna jak wilk i nie chce mi się szykować dietetycznego jedzenia więc jem to co jest albo robię coś na szybko i niestety niedietetycznie, ale z tym sobie powinnam poradzić, muszę sobie z tym poradzić!

III. Słodycze to złe licho, wredne złe kuszące smaczne ale złe po co ktoś to w ogóle wymyślił chyba tylko na zgubę ludzkości. Nie umiem żyć bez słodyczy, nie chcę bez nich żyć, chcę się nauczyć żyć bez nich próbowałam wiele razy i nic nic ale to nic nie jest w stanie zastąpić mi smaku czekolady i to jest niestety smutne.


No ale dobra mam motywację, w sierpniu wychodzę za mąż i nie chcę do końca życia żałować że mogłam schudnąć, że miałam szansę schudnąć na swój własny ślub, który przeżywa się raz w życiu jedyny i niepowtarzalny dzień a mi się nie chciało zebrać dupy i schudnąć. Może za późno się ocknęłam bo w 8 miesięcy cudów nie zdziałam ale nie będzie to już 100kg tylko troszkę mniej.

Rozpisałam się zbyt długo jak na pierwszy wpis ale taka już jestem, lubię pisać o wszystkim i o niczym, przepraszam Was za to bardzo, już kończę a jutro postaram się opisać co i jak zamierzam.
  • archaidowa

    archaidowa

    29 grudnia 2013, 22:51

    Ojej... Jakbym czytała siebie!!! :) Ja też zaczynam n-ty raz, też mi cieżko i też w sierpniu mam własny ślub :) Będzie dobrze. Damy radę. Zobaczysz. Tylko trzeba wierzyć. Buziaki i do dzieła - trzymam za Ciebie kciuki!