Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ładne zdjęcia i nieładna choroba


Day 3: 65,4 kg (-1,0 kg)

Jestem zadowolona z diety jak na razie, chociaż zauważyłam jedną ciekawą rzecz. Z reguły na trzeci czy czwarty dzień diety mam okropne bóle głowy, że tylko jakiś zamawiany obiad może mnie uratować (też nie jakaś wielka pizza czy burger, ale porządna pierś z kurczaka w sosie grzybowym z talarkami i sałatą grecką już tak). 

I być może zauważyłam, z czego to się bierze. Z tego licznika kalorii wyszło mi, że zjadłam poniżej minimum węglowodanów. Porównuję sobie to z dietą Vitalii i w teorii powinnam była zjeść więcej, ale w praktyce nie zjadłam (może mam inny chleb, a poza tym na obiad nie chciało mi się gotować ryżu bo i tak mężowi robiłam inny obiad, więc sobie zjadłam duszonego kurczaka z większą ilością warzyw na patelnię, zresztą wyszło pyszne i bardzo się tym najadłam, ale jak się okazało - składnikowo to nie było to samo).

Poza tym mam tężyczkę na tle nerwowym, w tym "kryzysowym" dniu zawsze mam jakiś atak paniki, oczy latają, migrena bleee. Kiedyś dzień w dzień chodziłam jak porządnie pijana, teraz na szczęście jest lepiej i nawet przestałam się faszerować suplementami tak gdzieś od pół roku. Kiedy mam ataki, biorę magnez (w większych dawkach niż normalni ludzie), krople uspokajające i czasem jeszcze jednego gleborzuta o dziwnej nazwie której nigdy nie pamiętam (też kompleks witamin). Staram się nie brać tabletek na ból głowy (jak uda mi się wytrzymać bez), żeby sobie nie zwiększać tolerancji na nie. Niestety, rok temu, kiedy myślałam że po prostu położę się i umrę, musiałam się zwolnić z pracy. Na pewno moja następna praca będzie się odbywała z domu. Są dni, kiedy się czuję naprawdę dobrze.

O, wczoraj ledwie normalnie zasnęłam a dzisiaj od rana problemy, sztywny kark, oczy latają :///

Moja pani neurolog powiedziała, że stres przeszedł na poziom biologiczny i nawet kiedy ja wiem, że sytuacja nie jest stresowa, mój organizm reaguje inaczej. Obecnie, z reguły to jest przed zajęciami na studiach kiedy trzeba przygotować jakiś projekt (co nawet zrozumiałe) ale także przy wszystkich wizytach gości, wyjazdach w gości, kiedy absolutnie punktualnie trzeba coś zrobić, posprzątać na błysk, ugotować. To są rzeczy, które przez wiele lat kompletnie sobie zlewałam i nic mnie one nie obchodziły, rzeczy które tak naprawdę nie decydują o niczym, po prostu ich nie robiłam. Ale mój mąż jest inny pod tym względem, więc siłą rzeczy teraz muszę je robić. Dzisiaj mój mąż ma urodziny, więc muszę ogarnąć armageddon w kuchni i pojechać do sklepu po zakupy (może się przespaceruję w jedną stronę bo ładna pogoda i zaliczę spacerek przy okazji). Na szczęście dzisiaj on gotuje (rzeczy których nigdy w życiu nie robił hahahaha będzie wrzask).

Będziemy mieć pyszną tradycyjną serbską kolację i po jednej polskiej (?) napoleonce :p 

Aha, ponieważ ostatnio wrzucałam takie brzydkie zdjęcie tłuszczu, to teraz piękne zdjęcie moich paznokci (żelowe) i bzu co się rozkwitł pod blokiem

  • angelisia69

    angelisia69

    17 maja 2017, 13:33

    oo pazurki bardzo ladne a szczegolnie ten "pzaurek" ;-)