Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kryzys


jaki kryzys. jesc mi sie chce. a wlasciwie nawet nie jesc, tylko spelniac wlasne zachcianki jedzeniowe. i pepsi chce. i chipsa chce. i piwo chce. i maslo z sola chce. ranyy. funkcja sabotażowa mi sie uruchomiła. I to już wtedy jak myslałam, że w czwartek bedzie 75kg. i dlaczego tak? za co? po 8 dniach diety. i z sukcesami w dodatku. a tu taka padaka. no i podjadlam dzisiaj. wlasnie nie zjadlam tylko podjadlam. ech. takie zycie.
a moze to ma cos wspolnego z tym, ze jestem na L4 i wstalam o 11 i w zwiazku z tym ominelam jeden posilek? jesli tak, to kalorycznie moze nie jestem tak do tylu.
a i jeszcze bitki mi wyszly dramatycznie podeszwiaste. ale to juz wina miesa nie moja. cielecej lopatki nigdzie w okolicy nie uswiadczysz :/ wiec wzielam wolowe. efekt znacie.
uff, byle jeszcze godzinka, poltorej i spac pojde. i przespie te moje pokusy.
trzymcie sie cieplo.