Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
4


limitu kalorii nie przekroczylam bo gdzies okolo 1000 bylo do tego 8 kilometrow na piechotke wiec jest super waga jak narazie spada bogu dzieki wiec motywacje mam....ale zawsze tak jest zejdzie sie 4 kg a potem waga stanie....i nic....i to bedzie problem...bo wtedy zawsze pojawia sie u mnie kryzys i sie na lykam czegos jak malpa kitu potem mam wyzuty sumienia potem nerw i po diecie....narazie jestem nastawiona pozytywnie miejmy nadzieje ze tym razem mi sie uda....maz chodzi ze mna na piechote wiec jest mi milo....dzis nawet poszlam w nocy z nim na piechote po papierosy do automatu...wiec sie staram....na rowerek i skakanke sie jesze nie skusilam...ale do samochodu nie wsiadamy nawet zakupy robimy na piechote...dzis chodzialm z obciazeniemduma mnie rozpiera....teraz bedzie ciezko bo sobota i niedziela zawsze taka jest w pracy....ale damy rade...w tym tygodniu na ranki maz nie chodzil do pracy a ten tydzien bedzie moj...wiec sobie odespie troche...i jakies filmiki zobacze bo w tym tygodniu to chodze jak w kieracie...ale chcialam byc mila bo on ostatnio nie czul sie za dobrze bylismy nawet na pogotowi i raz wzywalismy pogotowie do pracy ale jest juz lepiej chociaz mamy skierowanie do neurologa....trzeba sie jakos zmobilizowac i umowic na wizyte....i tak sobie mysle ze w niedziele albo w poniedzialek zrobimy wazenie miezenie i notowanie i tak co tydzien....i moze jak bede miala wiecej czasu to pokicam na skakance i przeprosze moj wieszak na torebki...tzn...rowerek stacjonarny...tak ...tak musze zrobic...ok..ide poczytac co tam u was i ide spac...bo dzis rano budzik mi nie zadzwonil...i spoznilam sie az 30 minut....a nigdy mi sie nie zdarza caly dzien sie ze mnie smiali....no co kazdemu moze sie zdazyc...milych snow zycze