Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Przegląd kuchennych szafek [zdjęcia] + kompulsowe
wnioski


Ale zanim przegląd, to kilka luźnych przemyśleń na temat jedzenia (których staram się mieć coraz mniej, bo i o samym jedzeniu coraz mniej myślę). 

Seria bardzo fortunnych zdarzeń, to znaczy wygranie voucherów na darmowe żarcie podczas ostatniej edycji Śniadania Mistrzów w moim mieście, sprawiła, że nie musiałam się martwić o weekendowe menu - propozycje wyklarowały się same. Próbowałam orzechowego brownie, pączków ze słonym karmelem, ośmiornic i krewetek smażonych w tempurze, włoskich rurek z ricottą, lemoniady arbuzowej z bazylią, frytek smażonych na wołowym tłuszczu, swojskiej kiełbasy, sorbetu o smaku czekolady z chilli, białego bloku czekoladowego, bezcukrowego ciasta o smaku śliwki nałęczowskiej, a to wszystko zapiłam porterem truskawkowym. Wydawałoby się, że OLUDZIEJAKDUŻOŻARCIA. Że może się od tego zrobić niedobrze. Że plus pięć kilo na wadze od razu od tego. Że przez trzy dni nie będę mogła się ruszać. 


Cóż, nic z tych rzeczy. Dawno już zauważyłam, że owszem, jedzenie na co dzień "czystych" produktów odzwyczaiło mnie od wielu kombinacji smakowych, ale nie ma opcji, żebym po świeżych daniach restauracyjnych (nie mam na myśli fast foodów) poczuła się źle, dostała szoku cukrowego albo z drugiej strony cukrowej śpiączki czy napadu i chęci pochłaniania wszystkiego co znajdę wokół. Że umiem najeść się do przyjemnej satysfakcji NORMALNYM jedzeniem i wiem wtedy, kiedy przestać. Że nawet wysokokaloryczne, słone albo słodkie kombinacje cukru i tłuszczu nie działają na mnie negatywnie (powiedziałabym nawet, że mają działanie rozweselające :D), o ile nie są to kombinacje syropu glukozowego z olejem palmowym utwardzonym. Innymi słowy: zgon/kompulsywny napad zaliczam po sklepowych słodyczach, gotowych daniach, fast foodach/półproduktach. Jeden kawałek konkretnego świeżego ciasta z dobrych składników nie sprawia, że mam ochotę na pięć następnych, inaczej rzecz ma się w przypadku jednego snickersa. I się tak zastanawiam: cholera jasna, co w tych batonikach i pizzach siedzi, że po zjedzeniu ułamka tego, co jadłam za grubych czasów czuję się okropnie i jak to, co w nich siedzi musiało wpływać na mój organizm, kiedy niczego sobie nie odmawiałam?

A teraz sedno sprawy: z racji tego, że dziś dzień uzupełniania lodówy, obfociłam wszystko, co w niej mam i co jest podstawą mojego codziennego jedzenia, bo często dostaję o to pytania: 

  • schudne21

    schudne21

    23 września 2017, 16:04

    Jesteś sliczna, a po co bierze sie katony z malin?

  • Durrr

    Durrr

    14 sierpnia 2017, 14:31

    Bardzo fajny wpis, masz fajne pióro, poukładane w głowie i bardzo zdrowe podejście do tego co jesz. Co do białek - SFD też wychodzi cenowo ok, a sporo smaków - moim zdaniem stosunek jakośc/cena jest bardzo korzystny. Jak potrzebujesz smacznego białka, potestuj Trec Creamy Coctail czy jakoś tak, chyba najsmaczniejszy proszek jaki jadłem, ale stosunek jakość/cena bardzo średni... A co do smacznego, dobrego, w Toim przypadku też całkiem wykwintnego i porównywania wpływu na organizm z żarciem syfnym - myślę że dużo jest w głowie. Idąc na dobre sushi, smacznego steaka, traktuję to psychicznie nie jako "ale sie nawpier...", tylko raczej w formie miłego spędzenia czasu w eleganckiej restauracji, jedzenie jest ważnym elementem, ale jest to element klimatu, ekskluzywności, tworzy taką otoczkę "high-life", nie jest celem samym w sobie. A wyjscie na kebaba, shoarme, pizze, mcshity itp, to po prostu "wyjście na żarcie". Co innego Cię cieszy, co innego daje Ci satysfakcje. Żebyś wyszła spełniona z dobrej restauracji, musisz dostać pięknie podane, smaczne, trudne do zrobienia w domu danie, popić je kieliszkiem dobrego wina, zakończyć ciekawym deserem - i cała ta otoczka powoduje, że spędziłaś cudownie czas, wychodzisz pozytywnie naładowana, dopieszczona. A jak idziesz na zwykłą pizze - to co pozostaje na poprawe humoru - tylko kolejny, kolejny i kolejny kawałek, popity kolejnym, kolejnym i kolejnym piwkiem.

    • silene_1310

      silene_1310

      14 sierpnia 2017, 15:07

      Hej, nie zgadzam się! Jadłam niezwykłe pizze z ciasta gryczanego, z serem kozim, burakiem i pesto z pietruszki, jadłam niezwykłe pizze na klasycznym cieście, jedynie z sosem pomidorowym, oliwą i serem, a jadłam do bólu zwykłe pizze z owocami morza i sosem serowym albo z brzegami wypełnionymi parówką i mozarellą :D. I rzecz tyczy się każdego jednego dania - nawet najprostsze może być przygotowane smacznie i świeżo, a może być smażeliną z przedwczorajszego oleju w Macu. Dla mnie nawet najgłupsza kanapka musi... jak by to powiedzieć, aby uniknąć zbędnego patosu... Hmm... Cóż, nie da się: nawet głupia kanapka musi coś sobą reprezentować, żebym miała chęć wsadzić to sobie do paszczy, bo w dzisiejszych czasach i w naszej szerokości geograficznej nie musimy jeść byle czego, możemy wybierać jak w ulęgałkach i jedzenie już dawno nie służy nam do przetrwania. I dlatego głupią michę ryżu z kurczakiem lubię fajnie doprawić, dolać jakiegoś ciekawego sosu czy oleju. Ale jeśli ktoś lubi plebejskiego kebsa, to wypad na niego sprawi mu więcej przyjemności niż gonienie po czarnym talerzu flambirowanej ośmiorniczki z topinamburem z sous vide :D.

    • Durrr

      Durrr

      14 sierpnia 2017, 15:19

      silene_1310, ale z czym się nie zgadzasz.. Skoro ja właśnie o tym mówię, sushi wybrałem tylko jak przykład, bo je uwielbiam. Idąc na niezwykłą pizzę na cieście gryczanym, z serem kozim od radosnych kóz, pojonych whisky i masowanych przed dojeniem, idziesz właśnie na "uroczystość" zjedzenia tej pizzy, calebrujesz jej wyjątkowośc, nie musisz zjeść dwóch placków, aby czuć się spełniona. Idąc na pizzę z parówką, celem jest nażarcie się, nie celebracja wspaniałego posiłku. Dlatego dobrym jedzeniem nie napychasz sie tak jak shitowym. Oczywiście że dla wielu osób zwykły kebs jest genialnym posiłkiem, co więcej, jadłem naprawdę dobre kebsy, ale dalej jest to bardziej "jadłodajnia", niż restauracja. A za flambirowaną ośmiorniczkę na designerskim talerzu to udzielam Ci pisemnej reprymendy - dopiero za 2h wyjdę z pracy - i już myślę czym odpowiednio połechtać swoje kubki smakowe :D

  • kingusia1907

    kingusia1907

    14 sierpnia 2017, 11:54

    jedzonko super, też niektórych produktów używam ;) świetnie wyglądasz ;) tak lepiej próbować zdrowego jedzonka na pewno smaczne było ;) miłego dnia :)

  • iw-nowa

    iw-nowa

    14 sierpnia 2017, 11:45

    Fajnie obfociłaś te swoje zapasy jedzeniowe. :) Wiele produktów się powtarza, chociaż u mnie zwykle dominują warzywa, też kiedyś zrobiłam im fotosesję, chyba czas na powtórkę :). I masz rację, że po dobrym restauracyjnym jedzeniu czuję się normalnie, dobrze, najwyżej przepełniona, jeśli zjem trochę za dużo. Nie mam tylko tych cudów białkowych, jakoś wolę te naturalne. Pozdrowienia :)

  • angelisia69

    angelisia69

    14 sierpnia 2017, 03:13

    Fajnie tak moc bez wyrzutow poprobowac nowych/ciekawych smakow ;-) ale wlasnie "poprobowac" a nie pochlonac ;-) i dzieki temu mozesz pozniej sama jakas wariacje wykombinowac jesli cos ci zasmakowalo.Super pomysl na fotki ;-) moze kiedys sciagne,galaretki i budynie Jell-O sa super,a ten dzemik KFD tez mam i mialam truskawkowy teraz obecnie wisnie,ale straaaasznie slodka.Batony trzymasz w lodowce?ja tylko przed planowanym szamaniem :P Pozdrowionka

  • dola123

    dola123

    13 sierpnia 2017, 20:10

    Uwielbiam zakupy spożywcze i obserwowanie innych :)) Bardzo ciekawy wpis. Miałas białka z innych firm może czy tylko jesteś wierna OstroVIT?

    • silene_1310

      silene_1310

      13 sierpnia 2017, 20:20

      Akurat te z Ostrovitu są paskudne, ale najbardziej ekonomiczne :D. Oprócz tego miałam: - KFD: wszystkie smaki podobne do siebie z wodą, a z mlekiem przeraźliwie słodkie, - ISO WHEY Zero - bardzo dobre, nawet do jedzenia na sypko łyżką prosto z kubła, super rozpuszczalność, ale drogie i mały wybór smaków, - Olimp: chyba najlepsze jakie piłam, nawet z wodą gęste jak shake - SFD: wyraziste smaki, duży wybór, ale słaba dostępność, chociaż jak wymęczę Ostrovita, to pewnie zamówię znowu :) - jeszcze jakieś w zielono-kremowym opakowaniu miałam z zamknięciem na suwaczek taki, smak waniliowy: o ludzie, paskudne było, po wymieszaniu jak woda z mąką i cukrem smakowało :D.

    • dola123

      dola123

      13 sierpnia 2017, 20:40

      ja na razie miałam z KFD WPI90 o smaku ciasteczka, robiłam z wodą i piłam - smak taki średni, chcę teraz kupić wanilię, kokos albo jakiś karmel, bo chcę dodawać do ciast, koktajli albo z wodą właśnie łączyć, słyszałam wiele dobrych opinii o bio-tech- może się skuszę

  • flowerfairy

    flowerfairy

    13 sierpnia 2017, 19:48

    Bardzo ciekawy wpis :) Lubię popatrywać nowe produkty u innych i u Ciebie zainteresował mnie niskokaloryczny dżemik i sosy zero, na pewno spróbuję :)

  • Asca34

    Asca34

    13 sierpnia 2017, 18:06

    U mnie generalnie podobnie jeśli chodzi o zawartość szafek. Dorzuciła bym do Twoich zapasów olej kokosowy, wodę kokosową, Quinoa, spiralne. MOGLA BYM CIĘ ADOPTOWAĆ ;-)

    • silene_1310

      silene_1310

      13 sierpnia 2017, 18:10

      O, mam też olej koko, ale jakoś się schował przed blaskiem fleszy :D! Quinoa niedawno mi się skończyła i nie miałam na nią za bardzo pomysłu oprócz gotowania na sypko jako dodatek do dań wytrawnych, jednak wolę nasze polskie kasze :).

  • angie65

    angie65

    13 sierpnia 2017, 17:47

    Cóż, miałam skomentować każdy kolejny Twój wpis. Ale wszystko już powiedziano ;) Ujęłaś mnie przepiękną i staranną polszczyzną. To naprawdę rzadkość w dzisiejszych czasach, a już u osoby w tak młodym wieku to prawdziwy ewenement! :) Dodaję do ulubionych, bo jesteś mądrą i doświadczoną dziewczyną. I mogę dużo się od Ciebie nauczyć :)

    • silene_1310

      silene_1310

      13 sierpnia 2017, 17:59

      Dzięki! Z polszczyzną bywa u mnie różnie, lubię wtrącić jakieś nowomodne zagraniczne skrótowce, ale staram się nie przesadzać - jak ze wszystkim w życiu :). Miło mi, że to doceniłaś - teraz mam motywację, żeby starać się kultywować poprawne posługiwanie się naszym pięknym językiem tak starannie, jak ty ozdobiłaś twoje babeczki z ostatniego wpisu - są piękne!

  • cynamonowy44

    cynamonowy44

    13 sierpnia 2017, 17:14

    takiego przeglądu jeszcze nie wiedziłam tu :) Próbować trzeba jeśli tylko mamy taką możliwość :) I nie ma co mieć potem wyrzutów sumienia. Zgadzam się.

  • Naturalna!

    Naturalna! (Redaktor)

    13 sierpnia 2017, 16:01

    co to są te KETONY MALIN??? a co do jedzenia słodyczy z umiarem to ja myślę, że to wszystko możesz teraz opanować ponieważ jesteś szczupła i masz wyleczony metabolizm, tzn nie masz rozregulowanych hormonów, jak np leptyny czy insuliny. kiedy jest się otyłym, hormony odpowiedzialne za sytość, głód i odkładanie tkanki tłuszczowej są w wielkim chaosie i działają na niekorzyśc osoby z nadwagą, stąd mogą mieć miejsce kompulsy, rzucanie się na żarło. teraz, kiedy jesteś już szczupła, ciało dobrze reaguje na insulinę, dzięki temu, że jadłaś zdrowo przez dłuższy czas nie jesteś niedożywiona jak to było w przypadku pochłaniania ton syfów, więc jak raz na jakiś czas sobie pojesz słodkości to ciało sobie z tym poradzi świetnie. gorzej jakbyś znowu z jakiś powodów zaczęła żreć słodycze i fast foody hurtem, przytyłabyś masakrycznie więc napady mogłyby wrócić, no ale ten scenariusz już przerabiałaś i chyba nigdy on juz nie wróci, co???

    • silene_1310

      silene_1310

      13 sierpnia 2017, 17:01

      Ketony malin sprzyjają utrzymaniu wagi i mają antyoksydacyjne dzialanie. Podobno. A tak naprawdę to fajnie po nich odbija się malinami :D.