Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wszystko po staremu, a nawet jeszcze gorzej...


Zrobiłam sobie nowe tło rodem z mojej hodowli... znudziło mi się to stare... Musze wziąć się za siebie, ale tak całkiem od nowa, bo już zupełnie nie mogę na siebie patrzeć... Fizycznie i psychicznie jestem w dołku... w sumie to dziś nie mam nic nowego do napisania, (póki co), a nie chcę się powtarzać- to co było nie tak- nadal jest nie tak... poza tym wciąż nie mam pracy i jestem na skraju załamania związanego z małymi dochodami a zbyt wielkimi wydatkami... wiecie kiedy ostatni raz sobie coś kupiłam? W lipcu 2011.. np: ciuchy są cały czas dobre... buty też... ale np: o kosmetykach marzyć nie mogę... oczy maluję starym tuszem, konturówka ma ponad 2 lata i już ledwo maluje... a makijaż zmywam kremem nivea połączonym z mydłem w płynie, bo nie stać mnie nawet na płyn do demakijażu za 10zł rodem z biedronki... wszystko przez to, co co miesiąc płacić trzeba... a reszty kasy starcza tylko na zatankowanie auta... i tyle. Latam po mieście, jest nadzieja, że przyjmą mnie do jednego z marketów (bo co innego można robić na zadupiu?) ale ile razy wczoraj usłyszałam "nie" w odpowiedzi na moje pytanie o pracę.... m-a-s-a-k-r-a!!! Żyję w ciągłym stresie, cały czas z rodzicami w roli sprzątaczki-gosposi i służącej... (i muszę to robić, bo jak odmówię, to będę za plecami słyszała przez długi czas ironiczne teksty, których nie umiem znieść....) mam nadzieję, że uda mi się przeprowadzić na piętro do końca roku... modlę się o to, bo dłużej takiej sytuacji nie wytrzymam :( mało jem... ale i tak nie chudnę... nawet ćwiczenia nie pomagają... przytyłam kilka kilo, waga unormowała się na 61kg i stoi... chyba nie mam co marzyć o schudnięciu do 52... :( co można z tym zrobić? zupełnie nie mam pojęcia.