Jakieś choróbsko masakryczne mnie dopadło... Nie mam na nic siły. Wczoraj Pyszczek wyszedł wcześniej z pracy, bo zadzwonił do niego kumpel, żebysmy pojechali z nim i jego żoną do naszego wspólnego znajomego na grilla... Ponieważ widujemy się z jednymi i drugimi raz na ruski rok, zgodzilam się pojechać pomimo tego, że na nic nie miałam siły. Oczywiście M. powiedziałam, że świetnie się czuję bo inaczej nie pozwoliłby na to a nie chciałam robić mu przykrości bo wiem jak bardzo się ucieszył na wiadomość o tym grillu. Było super. I nawet nie czułam się tak tragicznie jak w domu. Natomiast noc była koszmarna. Dostalam wysokiej gorączki i dziwne rzeczy się ze mną działy. Bredziłam, majaczyłam, płakałam... Oczywiście nic z tego nie pamiętam ale M. mi wszystko opowiedział, bo siedział przy mnie pół nocy, póki nie usnęłam. I rano taki niewyspany poszedł do pracy. Ja spałam jak zabita do południa, tymczasem M. wydzwaniał z pracy a ja nie słyszałam... Tak się zmartwił, że wyszedł z pracy i przyjechał do mnie sprawdzić co się dzieje... Obudziłam się dopiero wtedy gdy wszedł do pokoju. Kiedy już się zorientował, że wszystko ok tylko po prostu nie słyszałam telefonu, podszedł do mnie, przytulił i zaczął płakać mówiąc: "Nawet nie wiesz jak bardzo się martwiłem..." Pierwszy raz w życiu widziałam jak placze... Ja oczywiście też się poryczalam, bo mnie wiele do płaczu nie trzeba. No i tak sobie popłakaliśmy razem, pogadaliśmy chwilkę i musiał wracać do pracy. Normalnie strasznie go kocham...
appleee
21 września 2009, 09:16tez mam lzy w oczach ze wzruszenia gdy to czytam. Pozdrawiam serdecznie i zycze duuuzo zdrowka!
Magduska1983
19 września 2009, 20:05taki facet to skarb:))) eh...tylko pozazdrościć:)))