Urlop był - urlop się skończył.
Od rana zasiadam przy moim biureczku, na moim krzesełku - i znowu zamiast się ruszać to będę siedzieć. Waga po urlopie taka jak była przedtem -> 104,8 kg. Ani trochę podczas urlopu się nie pilnowałam - stawialiśmy płot i swoją dawkę fizycznej pracy miałam. A od dziś powrót do regularnego życia. Zachowam sobie zasady south beach ale w założeniu mam do zjedzenia 2000 kalorii - pierwszy tydzień zweryfikuje te plany. Najgorsze liczenie kalorii jest przy obiedzie - ale w tygodniu będę gotować tylko dla siebie więc może jakoś to pójdzie. Właśnie sobie uzmysłowiłam, że nie mam nic na dzisiejszy obiad... Chyba zjem jajecznicę a na jutro coś zaplanuję.
Stworzyłam sobie tabelkę:
I w następny poniedziałek się podsumuję - ćwiczenia muszą trwać minimum 60 minut. Dziś mam zamiar zrobić sobie prawie dziesięcio-kilometrowy spacer - nałapię kilometrów z pokemonami :)
Za osiągniecie celu kupię sobie książkę!
Z prac na działce zostało nam postawienie bramy i furtki - ale zadanie Dawida. Teraz on się byczy na urlopie :)