Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 4 i 5


Kolejne dwa dni za mną. Musze przyznać że dość smaczne dni. Po kolei.

Poniedziałek:

Śniadanie - Koktajl jabłkowy z jogurtem i miodem. Znowu porcja olbrzymia, ale baaardzo smaczna. Dodatek miodu gryczanego daje bardzo fajny posmak.

II śniadanie - Jogurt z czekoladą, rodzynkami i bananami. Składniki mówią same za siebie. Pychota nawet nie będę narzekał na wielkość porcji :-). To moja pierwsza dieta w której pozwalają jeść czekoladę. Bardzo mi się to podoba.

Lunch - Kurczak w marchewce z kaszą. Jedyna kasza jakiej nie jestem w stanie przełknąć to gryczana, chyba taki uraz z dzieciństwa. Natomiast każda inna jest jadalna. Wybrałem jęczmienną i danie na prawdę mi smakowało. Jak tak dalej pójdzie to nabranie nowych nawyków żywieniowych nie sprawi większych problemów. :-)

Kolacja - Zapiekanka kalafiorowa z mozzarellą. Danie jak danie nie wzbudziło wielkiej euforii, ale nie można powiedzieć że było złe. Jedyna zmiana jaką wprowadziłem to porcja. Wszystkich składników użyłem połowę. Dieta nakazywała zjeść prawie 1,5 kilograma warzyw. Litości na kolację. od razu założyłem że tyle nie zjem i to była bardzo dobra decyzja.

Wtorek:

Śniadanie - Koktajl bananowo - orzechowy z czekoladą. Zaspałem dziś więc nie było czasu na robienie koktajli, a dietę trzeba trzymać więc zjadłem banany z czekolada, zapiłem mlekiem i zjadłem garstkę orzechów (wszystkie składniki użyte, proporcje zachowane a w żołądku i tak zrobi się z tego koktajl :-).)

II śniadanie - Sałatka z burakiem i serkiem wiejskim. Połączenie wydawało się dość nieciekawe ale jest w planie więc trzeba. Jak to mówią dupy nie urywa ale jadalne jest.

Lunch - Indyk zapiekany z pomidorami i papryką z ryżem. No to jest mała niespodzianka. Przy takiej ilości składników (przygotowany posiłek na dwa dni więc wszystkie składniki razy dwa) indyk niestety się nie dopiekł. Zauważyłem to dopiero w pracy więc zarzuciłem jedzenie o wskazanej godzinie. Dojechałem do domu i go poddusiłem na patelni. Po tym zabiegu było ok. Tylko opóźniona godzina spowodowała że w czasie kolacji jeszcze czułem smak lunchu więc kolacja poszła w niepamięć.

Wpadłem na pewien szatański pomysł. Od dwóch dni szukam sposobu aby obniżyć kaloryczność dziennej porcji. Na dzień rozpoczęcia diety jest to 2900 kcal. Ustawiałem minimalną aktywność fizyczną, maksymalne chudnięcie i nic. Zauważyłem zachaczkę "nie ćwiczę z planem fitness" -  udało się. Dzienne spożycie kalorii spadło do 2200. Super. Dzień mam na tyle intensywny że i tak na razie nie mam czasu na ćwiczenia. Szukam tego czasu i zapewne w końcu go znajdę, ale jak na razie potrzebuję jeszcze chwilę na uporządkowanie swojego harmonogramu.

Grzeszki - dziś brak (poza tym czasem spożywania posiłków, ale to siła wyższa więc się nie liczy :-))

Na dziś tyle. Jutro wpis będzie mniejszy bo posiłki się powtarzają - indyka na jutrzejszy lunch już dogrzałem. hihi