No cóż.... 22 minuty na Orbitreku. Wstyd i hańba.. spocona jak szczur i ledwie zipiąca, a to tylko 105 kcal poszło w niebyt. Ciekawe jak mi jutro pójdzie z Chodakowską? Wytrzymam 5 minut, czy może dłużej? ;)
Nie ma co jednak się załamywać, ani poddawać, początki zawsze są trudne. Z dnia na dzień będzie lepiej, ponoć małymi kroczkami też da się dojść do celu. Latem zeszłego roku nie mogłam wjechać na rowerze na pobliską górkę, po 15 minutach było mi słabo, a po 3 tygodniach regularnej jazdy robiłam po 30km z górki i pod górkę. Tak będzie i w tym przypadku, grunt żeby się nie poddać, wytrwać.
A co do diety, to nawet nieźle dziś poszło. Byłam trochę głodna, ale pamiętam z poprzedniego razu, że przez pierwsze 3-4 dni organizm musiał się przestawić i przyzwyczaić do nowego stanu rzeczy, więc nie panikuję. Staram się ignorować "głoda" albo zapijać go wodą. Ogólnie rzecz ujmując: nie jest źle :)
Slivia
27 stycznia 2014, 23:17no ja bym wolała biegać bez tego palca.. wygodniej ;)
jolakosa
27 stycznia 2014, 21:34Brawo za 22 ja pierwszym razem tylko 10, teraz biegam po godzinie w palcem w D... :-)