Dzisiaj stwierdziłam, że się chociaż zważę skoro minął już idealnie miesiąc od założenia, że tym razem będzie inaczej. Tydzień chorowałam, fakt, ale ćwiczyłam sumiennie. No i faktycznie trochę mało zwracałam uwagę na to co jem, ale przecież nie wpierdalałam jak dzika świnia, a już na pewno nie jadłam więcej niż zwykle. Wiedziałam, że przytyłam, ale dzisiaj staję na wadze a tam 71,7. KURWA. Od ponad roku waga nie pokazała mi więcej niż 70...
Nie wiem co jest nie tak, staram się przecież. Ostatnio jak ćwiczę to tracę totalnie wiarę w to co robię. Bo nie widzę żadnych, żadnych efektów. Wręcz czuję się jak napompowany, wielki, tłusty balon. Boję się, że pomimo walki nic mi się nie uda osiągnąć...
Miłego życzę Wam chudzinki czwartku, smutna Patka ;*
chocobum
17 kwietnia 2014, 22:23ech też tak mam :< ale ja akurat wpieprzam wszystko i nie panuję nad dietą... no nic, do wakacji jeszcze troche czasu to ogarniemy się :*
MusingButterfly
17 kwietnia 2014, 13:08Sprawdz centymetry kochana ;* A moze to zastoj wody w organizmie ?:*
Sliweczka1919
17 kwietnia 2014, 15:33Aż się boję brać centymetra do ręki, ostatni raz mierzyłam się 30 i postanowiłam, że kolejne mierzenie będzie równo po miesiącu. Cos tam mierzyłam i wcale nie wyszło pozytywnie ;<