Był weekend i tak strasznie szybko minął....rodzinka się zjechała...pojedliśmy, popiliśmy, pośpiewaliśmy i pośmialiśmy się. Było kolorowo i wesoło. Pełno kolorowych balonów. Kupiliśmy takie podłużne, z których można skręcać zwierzątka. Dziadkowie przebijali się swoją inwencją twórczą........był motylek, kwatek, a nawet plecak:-) Poza balonami były kolorowe serwetki i kolorowe, poskręcane słomki do napojów. Jednym słowem urodzinki się udały. Malwina była wniebowzięta:-)))
A to jest najważniejsze.
Jeśli chodzi o tort, ciasto i inne słodkości, to torcik był zamówiony - marakuja z brzoskwinią i marmurkową czekoladą (biała czekolada wymieszana z mleczną), taki lekko kwaskowato-słodki, naprawdę dobry (spróbowałam tylko jeden widelczyk), ciasto, tak jak pisałam ostatnio było swojskie - przywieźli teściowie, wszystkim jak zwykle smakowało (na szczęście jakoś się powstrzymałam), no i cukierki, czekoladki i takie tam różności - też mi się udało nie próbować:-)
Jak chodzi o obiad, to zrobiłam, to co napisałam, tylko jednak dałam sobie spokój z kopytkami i zostałam przy ziemniaczanym pure ze świeżym koperkiem. Wszystko się udało i było takie jakie powinno być - mięsko, surówki.
Jestem bardzo zadowolona, że nie zjadłam za dużo i wytrwałam w swoim słodyczowym postanowieniu:-) Jedynie, co to przypomniało mi się, że wypiłam jedno KARMI malinowe - to był mój niedzielny grzech, ale nawet nie miałam zbyt dużego wyrzutu sumienia:-)
Tak było w niedzielę...i było dobrze. Za to coś od poniedziałku, do wczoraj miałam okropną ochotę na słone przekąski i muszę się przyznać bez bicia, że przez ostatnie trzy dni przegryzałam paluszki. Nie wiedziałam dlaczego nie mogę się powstrzymać.
A dzisiaj wszystko mi się rozjaśniło, bo dostałam @ i ochota nagle przeszła jak ręką odjął...ach te hormony. Jednym słowem...my baby mamy przerąbane!!!
Jak chodzi o ćwiczenia, to wczoraj byłam na basenie, ale trochę poleniuchowałam, bo nie pływałam, a tylko byłam w wannie z bąbelkami i w saunie, ale było mi trzeba takiego odprężenia, za to wieczorkiem jak Malwina poszła spać, poćwiczyłam trochę w domu - rowerek, brzuszki, podnoszenie bioder, unoszenie nóg i takie tam.
Moje dzisiajsze menu:
- (8:00): grahamka z serem Capri i plasterkami banana :-)
- (13:00): rosół z ciemnym makaronem bio i gotowanym kurczakiem, gruszka
w planie:
- (16:00): jogurt naturalny z sokiem malinowym (bez cukru), tarte jabłko, płatki jaglane, cynamon
- (18:30): jeszcze nie wiem. Może kiełbaski i mix sałat z papryką czerwoną
Oczywiście teraz nie ma sensu się ważyć, ale jak tylko @ mnie zostawi, to wlezę na wagę. Muszę się teraz koniecznie przypilnować, żeby zrekompensować ostatnie paluszkowe podjadanie, bo mam ochotę zobaczyć 75 kg:-)
No to do następnego wpisu:-)