Dziś opiszę, jak to się właściwie stało, że zacząłem biegać. A właściwie, że zostałem biegaczem, bo to jednak coś więcej… Chciałbym się tym z Wami podzielić, bo widzę na forum zainteresowanie takimi historiami i mam nadzieję, że moja da komuś zastrzyk motywacji do zmian.
Powód był ten sam, co podobno w przypadku większości biegaczy – chciałem schudnąć. Lata pracy za biurkiem, jeżdżenia wszędzie samochodem zrobiły swoje. Choć chyba jeszcze bardziej stres, który najłatwiej było zagłuszyć endorfinami, wydzielanymi pod wpływem jedzenia. Pod tym względem moja historia jest do bólu typowa. Do tego sport nigdy mnie szczególnie nie pociągał, a najserdeczniej nienawidziłem biegania, które przyprawiało mnie o palpitację serca, łupanie w skroniach i ścisk w gardle. Jedyny wysiłek, który naprawdę lubiłem, to wycieczki po górach.
To był rok 2007. Od dawna widziałem, że sukcesywnie mnie przybywa, ale wpadłem w pułapkę pewnej słabości ludzkiej psychiki. Jeśli poluźniliśmy pasek już o trzy dziurki, to kolejna nie wydaje się już taką tragedią, zwłaszcza jeśli pasek ma jeszcze trzy w zapasie. Wyraźny sygnał nadszedł dopiero, gdy mój ulubiony garnitur przestał się dopinać. Postanowiłem, że czas działać.
Mirajanee
16 maja 2014, 21:30Powiedzenie sobie "Dość! Czas o siebie zadbać" przychodzi łatwo, jednak nie zniechęcenie się porażkami i wytrwałość w celu czyni z ludzi, w moim mniemaniu, naprawdę silnymi. Z niecierpliwością czekam na dalsze wątki :) pozdrawiam serdecznie
strach3
16 maja 2014, 21:38Nie zawiedziesz się, o tym właśnie będzie ta historia. Stay tuned.
Rioja
16 maja 2014, 20:59Dokładnie takie same uczucia do biegania żywiłam i ja, zanim spróbowałam ;) Pozdrawiam i czekam na c.d ;)