Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
XXIV Bieg Powstania Warszawskiego - cz. I


Bieg Powstania to były moje pierwsze zawody, a pierwszego razu nigdy się nie zapomina. Dlatego wpisałem tą imprezę na stałe do biegowego kalendarza i jeśli nie będzie kolidował z innymi planami, z sentymentem będę tu wracał. Zwłaszcza, że bieg klimatyczny.

Tym razem był duży dylemat, bo od kilku dni z utęsknieniem czekałem, aż minie kontuzja, której nabawiłem się na wtorkowym treningu (patrz poprzedni wpis). Dzień wcześniej obejrzał mnie i wymasował fizjoterapeuta, który potwierdził, że to niegroźne przeciążenie i możliwe, że do zawodów ustąpi. Tak więc okładałem się lodem i czekałem. W piątek wieczorem wszystko pięknie ustąpiło i byłem dobrej myśli, ale w sobotę znów mały krok w tył. Niemniej jednak postanowiłem pojechać na linię startu i podjąć decyzję na miejscu.

Zaparkowałem auto w centrum handlowym Arkadia. Przypiąłem numer do koszulki i wypiłem wodę z bcaa, a na siedzeniu pasażera położyłem ręcznik, picie i banana. Jeszcze rzut oka na schemat miasteczka biegowego i udałem się do wyjścia. Centrum było opanowane przez biegaczy w okolicznościowych czarnych koszulkach, którzy tak jak ja zmierzali na start. Na numerze każdy miał naklejkę, której kolor oznaczał jedną z pięciu stref startowych, w której trzeba się ustawić: ścigacze na początku, truchtacze na końcu, średniacy w środku. Wypatrywałem czerwonych, żeby rozpoznać kogoś z Elity, ale czerwone dawali też truchtającym VIPom i głównie takich widziałem.

Na zewnątrz przyjemne słońce i ciepełko, dające radość wszystkim poza biegaczami. Ale nic, 25*C to i tak znacznie lepiej niż 2 lata temu, gdy w chwili startu było ok. 30stki. Była 20:20, więc 40 minut do startu pozwalało się spokojnie wyrobić. Jednak gdy zacząłem truchtać w kierunku startu, ogarnęło mnie zwątpienie. Każdy krok dobitnie świadczył o tym, że noga jednak była daleko od pełnej formy. Biłem się z myślami. Nie no, sprawa jest właściwie jasna. Trzeba być rozsądnym, głupoty pod wpływem emocji to robią żółtodzioby. Jeśli pobiegnę teraz, mogę się załatwić na dłużej, a przecież to ostatnie czego potrzebuję, realizując długoterminowy plan do maratonu. Będzie jeszcze wiele innych biegów, zresztą ten i tak ze względu na upał nie daje większych szans na życiówkę. Z nosem na kwintę zawróciłem.

Truchtając z powrotem w kierunku Arkadii, biłem się dalej z myślami. W zasadzie ten bieg to dycha a nie piątka, czyli tempo wolniejsze, bez takiej pracy siłowej. Przy równej pracy bez zrywów noga będzie jęczeć, ale raczej wytrzyma. Co prawda są dwa mocne długie podbiegi, ale najwyżej zwolnię i zaoszczędzone siły wykorzystam na płaskim. A co do życiówki, to przecież obecna jest sprzed dwóch miesięcy z Łodzi, gdzie było jeszcze stopień czy dwa cieplej, więc szanse jednak są, takoż i forma. No i te kciuki, które trzyma za mnie parę osób… Raz kozie śmierć, wracam na start!

W miasteczku biegowym nie zostało mi wiele czasu, dlatego tym razem mało opiszę wyjątkowej patriotycznej otoczki, za którą tak lubię tą imprezę. Prozaiczną, ale najważniejszą w tym momencie sprawą jest zmniejszenie ciśnienia płynów ustrojowych i zarazem wagi startowej. Kolejki do tojtojów były takie, że czasu na obejście miasteczka już zabrakło. Chciałem jeszcze dostać na ramię okolicznościową powstańczą opaskę, ale zostały już tylko największe rozmiary - a na nogę jednak wciąż za małe ;). Dokończyłem rozgrzewkę i ustawiłem się w żółtej strefie startowej, lecącej na 45:00 – 49:59. Jest gorąco, jeszcze nie ruszyłem, a już czuję płynący po plecach pot. Ostatnie minuty przed startem. Ponad 5 000 biegaczy przestępuje z nogi na nogę i czeka na wystrzał. W powietrzu unosi się zapach bengaya i potu. Trwa ustawianie empetrójek, zegarków, poprawianie sznurowadeł, ostatnie rozmowy o niczym… to co zawsze. To co lubię. Śpiewamy hymn. Po chwili lecimy – czerwona elita z VIPami, niebiescy ścigacze i wreszcie żółci.

  • curly.wirly

    curly.wirly

    27 lipca 2014, 20:21

    :) tak myslalam ze sie latwo nie poddasz :) jak zwykle swietnie sie czyta, czekam na cd bo ciekawa jestem jak bieg przebiegl ;)