Leżę i ledwo zipię… ale od początku.
W piątek minął tydzień od wywrotki na rowerze. Wszystkie siniaki, stłuczenia i strupy już się pogoiły, tylko ten największy problem – żebra – nic lepiej, choć gołym okiem nic nie widać. Zacząłem wątpić, czy rtg na pewno dobrze zrobione (mam powody nie ufać do końca jakości sprzętu w Medicover). Poszedłem do rodzinnego. Z buta, energicznie bo z pracy kilometr. Po drodze bok zaczął trochę boleć, ale pomyślałem że może i dobrze, będzie łatwiej pokazać gdzie dokładnie boli. Lekarz powiedział, że w sensie bólu to miałem pecha, upadając na asfalt. Gdybym upadł na jakiś korzeń, żebro by się złamało i po tygodniu już by nie bolało. A tak mam kości całe, ale rozlegle potłuczoną okostną, więc trzeba wziąć na wstrzymanie jeszcze kilka tygodni nawet. Myślę trudno, shit happens, grunt że mogę jeździć rowerem to jakoś przetrwam.
Wieczorem siadam za kółko i jadę odwiedzić ojca na Mazurach. Już wsiadając czułem, że to będzie długa podróż. Nie wiem czy przez ten marsz, czy przez to że znów kichnąłem, bok boli jak wszyscy diabli, tak źle jeszcze nie było. Przez długie 3h kierownicą operowałem głównie lewą ręką i pierwszy raz w życiu żałowałem, że mam manualną skrzynię biegów. Gdy wreszcie dojechałem, prawie wyczołgałem się z auta. I od tamtej pory tak sobie zdycham – najlżejszy ruch zamienia się w paroksyzm bólu, jeśli w jego trakcie zbyt mocno napną się mięśnie brzucha. Kurczę, pojęcia nie miałem że to aż tak może być. Jeszcze dzień, góra dwa i się chyba złamię i wezmę procha od bólu (z zasady nie biorę). Jest ciężko.
U ojca trochę odpocząłem. Ognisko, kiełbaska, piwko, maliny prosto z krzaka, zachód słońca nad mazurskim jeziorem jak z obrazka… Chodzenie na bosaka po trawie, chrzęszczących zeschłych liściach, a w cieniu po rosie (polecam zwłaszcza biegaczom, zdrowo dla stóp).
Ale weekend już się skończył i czas wracać do pracy. Jeszcze tylko potrzymać kciuki za naszych siatkarzy w finale MŚ.
EDIT. No i się doczekałem: polscy siatkarze Mistrzami Świata! Tytuł wpisu może być tylko jeden :) Za oknem słyszę wuwuzele, trudno dziś będzie zasnąć :DD
JoannaMaria2014
30 września 2014, 10:54Jak Twoje zebra? Wrociles juz do formy? Pozdrawiam :))
strach3
30 września 2014, 12:14Nie, na razie nic lepiej. To jeszcze potrwa. Chyba muszę odstawić rower.
JoannaMaria2014
30 września 2014, 22:00Moze warto na chwilke odpuscic sobie wszelkiego rodzaju aktywnosci i najzwyklej w swiecie przeczekac az wszystko sie zagoi... Zdrowka zycze :)
dotinka1982
22 września 2014, 12:06Zdrowia, zdrowia, zdrowia!!!
Magdalena762013
22 września 2014, 08:20Ale swietne nagranie!
strach3
22 września 2014, 08:33Nie moje, z netu.