Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zawody biegowe - z drugiej strony stolika cz. 2


Gdy leżę z przeziębieniem, to się bardziej rozpisuję – czytasz na własne ryzyko ;)

Do tej pory znałem imprezy biegowe z perspektywy uczestnika, teraz miałem okazję zobaczyć, jak to wygląda z tej drugiej strony stolika. Organizacja składa się z prostych, ale bardzo licznych spraw i drobiazgów, o które trzeba się zatroszczyć. Na przykład: jak zapewnić, że w dniu zawodów damy radę obsłużyć bez nadmiernych kolejek tych 500 osób, które zjawią się mniej więcej w tym samym czasie po odbiór pakietu startowego. Do pomocy mieliśmy zwarte kohorty miejscowych harcerzy.

Tak więc w sobotę spędziłem kilka godzin w zimnej hali sportowej, gdzie byłem zajęty ustawianiem dekoracji, żmudnym rozcinaniem pasków z potwierdzeniami wniesienia opłaty startowej i ich alfabetycznym sortowaniem, udzielaniem informacji przybyłym i podobnymi sprawami. Zawodników w celu wykonania całego procesu rejestracji i odbioru pakietu przeciągamy wzdłuż kolejnych stanowisk, na których dzięki specjalizacji (te same pytania, zadania, ruchy), obsługa trwa możliwie krótko. Gdy biuro zawodów ruszyło, byłem dopiero w połowie rozcinania pasków i trzeba było trochę improwizować. W sobotę jednak poznałem zaledwie przedsmak tego, co czekało mnie dnia następnego, bo pakiety odebrało tylko ok. 50 osób. Do domu znajomych wróciłem zadowolony, choć przemarznięty. Ale wcześniej zapoznałem Ukraińca Igora, który prosił o pomoc w znalezieniu noclegu. Gdy zdradził swoje życiówki, kopara mi opadła - 2:13/42.2 i 0:29/10 …  Okazał się być mistrzem Ukrainy na 20 km. Przeczytałem całą listę startową, było kilka znanych nazwisk, np. Artur Kozłowski, który ostatecznie nie dotarł, bo biegł tu: klik , oraz biegające małżeństwo Ochalów, którzy zdobyli dobre miejsca. I tradycyjnie kilku łowców nagród zza wschodniej zagranicy.

W niedzielę rano pojechaliśmy na start już na ósmą. Tym razem trafiłem na jedno ze stanowisk wydawania numerów startowych. Mimo wywieszenia w kilku miejscach wyraźnych informacji z algorytmem odbioru pakietu, 1/4 ludzi musieliśmy odsyłać do innych stanowisk, aby najpierw wypełnili oświadczenie zdrowotne albo pobrali potwierdzenie wpłaty. Większość była miła i współpracowała, ale zawsze znajdą się marudy, którym się coś nie podoba i robią problem z niczego. Cenne doświadczenie odczuć to na własnej skórze. Sam nigdy nie byłem marudny, ale teraz będę uważał jeszcze bardziej. To stresująca praca - jak jest kolejka a zabraknie głupich agrafek, to leci się po nie w tempie odrzutowca.

Roboty przy stoliku pełne ręce – w parze z młodą harcerką sprawdzamy wniesienie opłaty, zameldowanie (tubylcy są zwolnieni z opłaty), wydajemy pakiet startowy, numer, agrafki, bon na posiłek itd. Co pewien czas trafia się jakaś nietypowa sprawa do wyjaśnienia. Trzecim okiem obserwuję inne stanowiska i staram się wyłapywać wąskie gardła. Tam, gdzie robią się kolejki, rzucamy odwody harcerzy. W międzyczasie obsługuję jako tłumacz trójkę Kenijczyków, zaproszonych na bieg. Wreszcie o 10:30 biuro zawodów się zamknęło i można było kwadrans odetchnąć.

Bieg ruszał o 11:30 spod pomnika w obozie zagłady w Chełmnie, dokąd biegaczy zawoziły autobusy z Koła. W tym momencie moim zadaniem była koordynacja pracy wodopoju, zlokalizowanego na półmetku. Dostałem czterech harcerzy, zapakowałem ich do auta i pojechaliśmy na miejsce. Miałem pewne problemy żeby je znaleźć, bo org wymyślił sobie, że oznaczenia kilometrów poustawia w odwrotnej kolejności – plansze nie pokazywały, który km mijają biegacze, tylko ile zostało do mety. Ale jakoś zdążyliśmy na czas, piorunem rozstawiliśmy przywieziony tam wcześniej stolik i napełniliśmy ok. 150 plastikowych kubeczków wodą (tyle się zmieściło na stoliku). Kto nie wie, wyjaśniam: kubki zawodnicy odbierają w biegu z wyciągniętych rąk wolontariuszy, bez specjalnego zwalniania. Piją też w biegu, najlepsza technika polega na zgnieceniu plastikowego kubka tak, aby powstał dziubek i piciu z niego. Kubek wyrzuca się na pobocze. Rozstawiłem chłopaków, zrobiłem krótki instruktaż i kwadrans później widzimy niebieską policyjną syrenę – to radiowóz, pilotujący lidera. Po minucie obok przebiega Kenijczyk z Ukraińcem Igorem na plecach. Potem przerwa i kolejni – coraz gęściej. Jeden gostek chyba z pierwszej dwudziestki zatrzymuje się, spokojnie podchodzi do stolika i na luzaku pije. Lekko skonsternowany śmieję się do niego „to jeszcze nie meta” na co on odpowiada „spoko, zdążę”. Hehe, i wśród biegaczy można spotkać hipstera z nonszalanckim podejściem do straconych sekund.

cdn :)

  • kronopio156

    kronopio156

    28 października 2014, 06:55

    'Przebiega Kenijczyk z Igorem na plecach' :D Widok musiał byc nieziemski-) Choć to dramatyczne przeżycia;-) Plus oczywiście kolo luzak, co zawsze zdanża:D

    • strach3

      strach3

      28 października 2014, 08:14

      Do tej chwili było spokojnie, dramatyzm to dopiero będzie w trzecim odcinku :)

  • curly.wirly

    curly.wirly

    28 października 2014, 06:36

    dalej, dalej, co było dalej! ;)

    • strach3

      strach3

      28 października 2014, 08:12

      Jak napiszę wszystko na raz, to znów przekroczę limit długości wpisu i nie będą działały komentarze ;)