Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
rachunek sumienia


Zabawne jest to, jak człowiek może sam siebie okłamywać od wielu, wielu dni i nie ma przy tym "kaca moralnego". Oburzenie nasze wzrasta do granic absurdu, gdy przyłapiemy kogoś na kłamstwie, na nie dotrzymaniu danego nam słowa. Czujemy się oszukane, całe nasze wewnętrzne ja krzyczy dlaczego, ktoś był tak perfidny, taki nieludzki, zakłamany. Zadajemy sobie pytanie, dlaczego właśnie nas to spotkało. Wymagamy od innych, aby byli słowni, szczerzy, aby można było na nich polegać.  Nie jedna z Nas stara się być godna zaufania szefową, pracownicą, matką, żoną, dziewczyną, córką (tyle mamy ról do spełnienia, że można wiele tu jeszcze napisać). Jestem osobą dotrzymującą słowa, dbającą o to, aby w pracy było wszystko na tip top, w domu podział obowiązków w miarę po równo (każde z nas ze swoich wywiązuję się na przyzwoitym poziomie), dla przyjaciół jestem w stanie nie spać tydzień (a ja uwielbiam spać)- zawsze pomogę w potrzebie. I zastanawia mnie jedno - dlaczego ja, ta która ma takie dobre zdanie o sobie, ta która zawsze dotrzymuje słowa, ta która wywiązuje się ze swoim obowiązków służbowych i domowych, nie potrafię dotrzymać słowa danego samej sobie. Gdy przeczytałam swój wpis z stycznia 2012 roku ogarnął  mnie pusty śmiech, bo gdyby ktoś mi naobiecywał tyle rzeczy co ja sobie wtedy i nie dotrzymał słowa ojjjjjjjjjjj wszedłby ze mną na wojenną ścieżkę. A ja głupia się sama usprawiedliwiam, że ta paczka delicji to wcale nie tak dużo, bo i tak wieczorem pójdę pobiegać, ale przecież potem padał deszcz i to nie jest moja wina, że nie było warunków do biegania itd, itd, itd od 6 miesięcy. Tym oto sposobem z 58 kg mam wspaniałe 62 kg, więc w tym tempie za rok będę ważyła 70 kg. Tylko tak dalej. MASAKRA !!! Trzymajcie kciuki, abym nauczyła się dotrzymywać słowa samej sobie. Wam też tego życzę i wytrwałości.