Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Najważniejszy w każdym działaniu jest początek.


Haj haj :) U mnie już po wszystkim.....jakoś przeżyłam ten zabieg i wracam do żywych. Dziś byłam na kontroli i zmianie opatrunku....zdobyłam się na odwagę i spojrzałam na ranę. Wygląda jeszcze paskudnie ale skóra sie przyjmuje. Teraz oby do przodu. Już się nie mogę doczekać aż wrócę do roboty i będę mogła normalnie funkcjonować choć czasu i tak nie marnuję, coś tam klecę w domu coby całkiem nie zbankrutować. 




 Powoli CHCĘ?! MUSZĘ?! stanąć "na nogi". Trzeba po raz kolejny wziąć się w garść, nie mazgaić i zacząć panować nad swoim życiem...które jak tak popatrze to przebumelowałam. Sweet. Chciałam już to dawno zrobić ale ta sytuacja o której pisałam poprzednio jakoś mnie tak rozwaliła, że było mi wszystko jedno - dosłownie. 




Jakoś tak mi nawet wstyd tu pisać bo ileż to się można żalić, postanawiać a i tak dawać dupy. Ja mam wrażenie, że powoli moje szanse się kończą. Moja dobra vitaliowa kumpelka przypomniała mi, że funkcjonujemy na vitalii od 2012 roku. To jest w uj ŻAŁOSNE. Tyle straconych lat......tyle mam za sobą zrzuconych kilogramów, nie wspominam nawet ile przybyło, tyle nerwów, wyrzeczeń, płaczu, załamek.....a i tak nie nauczyłam się siebie. Chciałabym umieć jeść by się najeść a nie nawpie*dalać jak dzika świnia. Tyle razy próbowałam, że każdy kolejny raz wydaje mi się śmieszny, ale przecież nie od parady ktoś wymyślił, że nigdy nie jest za późno by zmienić coś w swoim życiu...więc jeśli nie zacznę no to zawsze będę stać w tym samym miejscu.




Chciałabym do trzydziestki się ogarnąć.:PP(kujon)(tajemnica)(smiech):? tak takie jest moje postanowienie i uj. Uj, uj, uj!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I nawet jeśli miałyby być to mrzonki to kładę na to lachę...o :D 




Na razie 4 dni za mną. Wielkie to nic a jednak dla takiego obżartucha jak ja kosmos. Ciężko jest czasami.....ale daję radę. Liczę na to, że będziecie ze mną wszak zawsze jesteście mimo i pomimo......<3




Nie pamiętam już czy Wam pisałam ale mój pies staruszek ma raka. Nie wiem jak to tam się dokladnie nazywa ale w odbycie ma guza. Jest za stary na operację, poza tym guz jest nieoperacyjny. Konsultowałam się z wieloma weterynarzami i wszedzie to samo. Jest mi Go strasznie żal, mówię Wam.....z resztą nie wiem czy bardziej jego czy mnie samej bo jest z nami już 15 lat i nie wyobrażam sobie sytuacji w której będę musiała Go uśpić. A przypuszczam, że taka chwila nadejdzie . Na razie ten guz nie daje mu się na tyle we znaki by sięgnąć po tak radykalne środki.....ale sączy się krew, ciągle się liże.....a ja mam wielkie problemy by spsikać mu tam antybiotykiem coby się wszystko podgajało. Czemu....zrobił się jakiś taki groźny :( Mówię Wam taki faken jest w tym temacie, ze szok. Cieszę się jedynie ze wspólnie spędzonych chwil...tylko tyle mogę.




A to moje pupilki......chory piesio to ten po lewej. 

  • elewinka1989

    elewinka1989

    16 marca 2017, 14:03

    Wiem co przeżywasz z psiakiem :( od pół roku walczę cały czas o swoją suczkę 6-letnią owczarka. Najpierw nużyca, teraz ropomacicze i guzki na listwie mlecznej. Dziś ściągaliśmy szwy i wcale tak różowo nie jest :(( a najgorsze jest to,że jestem w tym wszystkim sama! Mój ojciec powiedział,że taniej byłoby ją uśpić a sobie kupiłby nowego psa...bez komentarza po prostu :( trzymaj się!

    • SylwiaOna

      SylwiaOna

      16 marca 2017, 14:12

      Współczuję Ci bardzo!!!!! O Boże. dla mnie kwestia pieniędzy jest totalnie nieważna.....aby pieska uratować :( Trzymajcie się ciepło niech psinka ma się dobrze.

  • klapek.babki

    klapek.babki

    16 marca 2017, 09:20

    Kochana moja, ja na vitalii jestem od 2011 :p weteranka! Nie możesz odbierać kolejnego powrotu do odchudzania negatywnie. Banał, ale przecież sama wiesz, że nieważne ile razy upadniemy, a to ile razy się podnosimy! Ja juz nawet nie liczę, bo wiesz co? Pomyślałam sobie, że podnosząc się któryś tam raz z kolei daję sobie szansę, a nie próbując sprawa jest oczywista - szans nie ma. Wiec nawet jeśli jest to setny raz, to nie mozemy sobie odmawiać tej szansy :) Zdrowia życzę dla Ciebie i piesełka :*

  • PuszystaMamuska

    PuszystaMamuska

    15 marca 2017, 20:06

    Sylwia...cóż ja mam napisać. Tez jestem od 2012 r i tez w czarnej dupie. Smutny ten Twój wpis...ale potrzebne sa i takie by pewne rzeczy poukładać sobie w głowie. Przykro mi z powodu pieska. :( ps. Ja nie pamiętam kiedy 4 dni bylam poukladana pod rząd wiec szacun.

  • martini244

    martini244

    15 marca 2017, 19:48

    Ja tez na Vitali jestesm od zawsze i roznie to bywalo,ale nie mozna sie poddawac,niestety my dziewczyny ze sklonosciami do tycia mamy cale zycie przesrane i trzeba sie pilnowac.Co do psiaczka to bardzo mi przykro......oby sie tylko nie meczyl.Tobie tez zycze szybkiego powrotu do zdrowia.

  • azoola

    azoola

    15 marca 2017, 16:31

    Sylwia-4 dni to hoho dużo :) ja jednego nie mogę wytrwać od dawna. Też jestem wieki na vitalii i troche grubsza niż na starcie . Ale ...nigdy nie jest za późno :))) Niech noga szybko sie wygoi . A co do pieska to przykro mi . Nasz chorował na to samo i odszedł sam...ale żałowałam,ze nie uśpiłam go w porę .Trzymaj się :)

  • MamaJowitki

    MamaJowitki

    15 marca 2017, 13:53

    dobrze że rana się goi, dobrze ze sie ogranełaś, bede trzymac kciuki za Ciebie :) grunt to sie podnosic po upadku. Przykro mi z powodu pieska :( ja na v jestem od 10 lat, zaczynałam z duzo mniejsza waga niż teraz

    • SylwiaOna

      SylwiaOna

      15 marca 2017, 14:00

      O kurcze ty to już weteranka jesteś :) Może powinnyśmy pomyśleć by nam jakieś wirtualne pomniki postawili :D Buziaaaaa.

    • MamaJowitki

      MamaJowitki

      15 marca 2017, 14:04

      hihi :) w tych 10 latach oczywiscie przerwa na ciaze, tzn w odchudzaniu przerwa :) buajm sie w te i wewte, w koncu osiagne cel. w sumie w koncu OSIAGNIEMY CEL