skradam się cichutko jak ninja bo się trochu wstydzu. Więc po cichu, po wielkieemu cichu idę sobie, jak śpiewał Grzesio Turnau :D
Vitalijki, dziewczęta, kobiety i- wciąż w mniejszości- panowie, tak dawno tu nie pisałam, że nie wiem czy jeszcze pamiętam jak to się robi. Zaglądam czasem, żebyście sobie nie myślały, trzymam rękę na pulsie, wiem mniej więcej co się dzieje na forum i czasem czytam sobie pamiętniczki. Muszę przyznać że taki dokawowy przegląd vitalii ostatnio był dla mnie odskocznią od...
Od wielu rzeczy, bo tyle się w życiu pozmieniało. Obroniłam pracę magisterską, skończyłam studia, wyprowadziłam się, z żalem w serduszku, z Krakowa, wróciłam w rodzinne strony. A przez ostatnie półtora miesiąca prawie nie miałam życia oprócz nauki, testów, nauki, testów, hektolitrów kawy (ale uwaga! nauczyłam się pić ją bez cukru, kiedyś niewyobrażalne ;) ) i nauki i testów, bo zdawałam na egzamin na aplikację. Dziś już wiem, że się dostałam () i kolejny etap życia się zamknął a kolejny otworzył. Czyli nadejszła wiekopomna chwila. Tę notkę już dawno chciałam dodać, korciło mnie, korciło, vitaljowy diabeł prokrastynacji kusił, ale wytrwale czekałam, zwlekałam, bo nie chciałam się rozpraszać, najważniejszy był egzamin ;)
Ostatni czas był dla mnie dość ciężki, czułam się jak mała mrówa w wielkim pudle wypełnionym stresem. Całe dnie spędzałam przy komputerze, ucząc się, aż bolały mnie stawy jak u babci, sirius! W domu atmosfera była ciężkawa, nożem można kroić, więc jednym ukojeniem był wieczorny minitrening albo bieganie. Nie dużo, wszystko zajmowało mi od 30 minut do godziny dziennie, ale po raz pierwszy w życiu na własnym organizmie poczułam coś, co mówi się sporcie, a czego dotychczas nie czułam- że ma zbawienny wpływ nie tyle na sylwetkę, ciało, ale na umysł. Wieczorem, gdy moje oczy były całe czerwone, bo od lampienia w monitor pękały mi naczynka, marzyłam już o chwili w której nałożę buty i pobiegnę... Gdy biegłam, myśli jakoś się układały, ciało uspokajało, nie chciało mi się już wrzeszczeć na całe gardło. Istna terapia. Po bieganiu- dodatkowy zastrzyk endorfin dodawał sił, żeby jeszcze trochę pociągnąć naukę, po prysznicu i leżąc w łóżeczku przeglądać jeszcze kilka stron książek.
I wydawałoby się, że siedząc na dupsku jak Jagna na orzechach (?? wtf, nie wiem skąd mi się to porównanie wzięło :D) i żyjąc w takim stresie aż wypadało by przytyć :DD Dodatkowy kilogram odczekoladowy należał się jak psu buda, no! Przynajmniej zawsze do tej pory, na studiach, w momentach egzaminów i znacznego stresu, pierwsze co to rzucanie się na jedzenie. Tym razem było inaczej. Jadłam normalne posiłki, dbając, żeby odżywić trochę mózg- więc wprowadziłam więcej orzechów. Prawie w ogóle nie miałam zachcianek na wsunięcie całej tablicy czekolady, popicia energy drinkiem i zagryzienia tego Monster Munchami :D (historia prawdziwa :D) Nie wiem, może wcześniej ja sobie wmawiałam, że tego potrzebuję, może tak. Może czułam się tak pokarana przez los i przytłoczona uczelnianymi obowiązkami, że "nagradzałam" się słodyczami (wolno mi, bo się uczę!) No ale ludy kochane! Toż przecież nie jestem cierpiętnicą jakąś i niewolnicą Izaurą własnych zachcianek. No, tak było dawniej. A teraz, jedząc normalnie i ćwicząc tak jak wam pisałam, zdaje się że schudłam. Bez żadnych diet, bez większych wyrzeczeń. Raduje mnie to. Waga regularnie pokazuje teraz 61 kg, a czasem zdarza jej się wskazać na 60. Wagę mam wprawdzie z czasów Noego, wskazówkową, a nie elektroniczną, także te pomiary może nie są jakieś super dokładne, ale też nie są oderwane od rzeczywistości. Teraz jednak, gdy emocje odpuściły, pojawia się choróbsko. w domu wszyscy prychają i kaszlą. Mam nadzieję się nie rozłożyć, no bo już bez przesady ;)
Co teraz? Nie wiem. Stoję sobie w takim dziwnym punkciku życia, że nie wiem co jeszcze mnie czeka, trochę jestem ciekawa, a trochę się boję. Rozmawiam z koleżankami ze studiów i czuję, że ta nasza śmieszna paczka teraz jest jak dmuchawiec, co go ktoś zerwał i za chwilę dmuuuuuch i się rozlecimy na wszystkie świata strony. Dziwne uczucie.
Wiem jedno, że już bardzo, bardzo nie chcę zrezygnować z aktywności. Że ona, niezależnie od tego co robię i w jakim momencie życia jestem, bardzo mi pomaga, zwłaszcza psychicznie. Wiem też, że chcę się rozwijać, może więcej pisać. Dlatego tu jestem. I jestem gotowa na wizytę w Waszych pamiętnikach- więc szykujcie wirtualną kawunię- bez cukru!
Cmoki w odwłoki!
Bang! Klikam publikuj :D
liliana200
5 października 2015, 10:27Ty się nie skradaj po cichutku tylko zrób wielkie bum JESTEM!!! No kobieto daj czadu!
1sweter
4 października 2015, 19:39no tak! nic dziwnego że nie czytałam bo się panna zapuściła i od maja nie skrobnęła nawet literki... dobrze że wróciłaś :o))
holka
28 września 2015, 22:37No tak ibiza1984 napisała już 80% tego co ja bym powiedziała :) Ale co tam ja też chcę Ci pogratulować bo to ogromny sukces to co dotychczas osiągnęłaś...zresztą myslę,że z Twoimi zdolnościami i pracowitością to Ty po prostu jesteś skazana na sukces :) Bardzo podoba mi się porównanie do dmuchawca...Pięknie zaczynasz dojrzewać,dorastać no nie wiem jak to określić...sama nie wiesz jak się czujesz ale chodzi mi to że to koniec etapu tej najbardziej beztroskiej młodości...Teraz pora,,,na hmmm...ja tego na pewno nie wiem ;) Ale bardzo chętnie będę czytać co nam napiszesz i co przyniesie Ci życie...bo robisz to GENIALNIE!
ibiza1984
28 września 2015, 21:30Na początku napiszę, że ogromnie gratuluję Ci sukcesu! Jesteś mistrz! Po drugie napiszę Ci, że strasznie fajnie, że robisz coś dobrego dla siebie i równowagi psychicznej, bo - tak jak napisałaś - wbrew pozorom ruch to nie tylko coś dla ciała, ale przede wszystkim dla ducha. Pomaga, układa codzienność, odstresowuje. Jesteś mistrz. Po trzecie: fajnie, że napisałaś. Niezmiennie - uwielbiam czytać Twoje zakręcone wpisy i nawet, żeby to była "notka o niczym" - wkręcam się jak Jagna w orzechy :D Jesteś mistrz. 3 razy na TAK, medal SUPER HERO leci do Ciebie: BANG! :)) Witam Cię, piona!