Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Najem się przed dietą... na zapas


Od dawna staram się jeść zdrowo. W sumie od ponad półtora roku tak konkretnie. Odkad wpadłam na książkę "zamień chemię na jedzienie". Zaczęła się moje wielka edukacja i kolejne książki,  blogi,  czytanie etykiet. Bywają gorsze chwile ale generalnie moja świadomość żywieniowa jest na takim poziomie że staram się trzymać. Efekt... Jakiś spadek wagi... około 4-5 kilo. Ale od jakiegoś czasu stop.  Zaczęłam chodzić na siłownię... no cóż. Nie tyje,  ale i nie chudne. Od grudnia nic. Gdzieś robię błąd. Dlatego dieta z vitalią.  Nie pierwsza w ciągu ostatnich kilku lat,  ale tą mam nadzieję doprowadzić do końca. I co się dziś stało... chyba jakaś psychologia,  bo o ile od kilku tygodni nie miałam czekolady ani cukru w ustach,  o tyle dziś rzuciłam się na połączenie białego cukru,  tluszczy palmowych-trans, barwników,  przeciwutleniaczy,  przeciwzbrylaczy itd. Ogólnie gwóźdź do trumny poprzez raka wszystkiego zwany-czekoladki. I nawet świadomość że jutro będę przez to ospała,  zmęczona, dostanę wzdeć i biegunkę, że czuję się fatalnie po takich produktach... jakoś to ucichło z tyłu głowy. Nie dlatego że naprawdę miałam na nie ochotę... Ani że jakoś specjalnie za nimi przepadam... nawet w tłusty czwartek nic. Zero słodyczy i nie mam z tym problemu. Wszystko przez świadomość że za kilka dni dieta... I tak na zapas zjadłam. Bo później nie będzie wolno. Bo jak dieta to na 100%. Chociaż wcale się po tych kulkach cukru i tłuszczy lepiej nie poczułam. Wcale mi nie smakowały... ale jadłam. Bo jeszcze przez kilka dni mogę... Niesamowite jaki człowiek jest durny...(kreci)

  • Nina1985

    Nina1985

    26 lutego 2017, 17:16

    No tak. U mnie tez tak samo dlatego raz w tyg. cos niedozwolonego zjem. Powodzenia!

  • liscielaurowe

    liscielaurowe

    26 lutego 2017, 17:11

    Mam to samo ;p ale nie idzie nic z tym zrobić :D pokusa