Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wymiary, krótko o tym, co u mnie


hej dziewczęta,
nie było mnie długo, bo dużo pracy mam na koniec roku, skończyły się na szczęście konferencje, szkolenia, spotkania, posiedzenia, przemówienia, pomówienia, zebrania,bankiety-srety itp. i do świąt powinnam mieć więcej czasu.
Miałam spotkanie świąteczne w pracy - otóż catering do dupy!Zjadłam pierogi, kawałek ryby, kawałek sernika i cierpiałam cała noc i ranek!Nie wiem co w tym było, nie chcę wiedzieć, ale bolała mnie wątroba i żołądek.
W pracy atmosfera napięta, czekam na premię :) może będzie, może nie będzie... w zależności od humoru czarnego pana, księcia ciemności. Jak poskąpi nam kasy na święta, to okaże się na prawdę ostatnim.... ze już nie dokończę.Tzn wiem,ze jest ostatnim..., ale jak nie będzie premii, to znaczy, ze moja teoria jedynie się umocni. Ebenezer Scrooge we własnej osobie.
Waga moja waha się, od 56 do 57,5. Ćwiczenia zaniedbałam, ćwiczę mało, na prawdę, jak 2 razy w tygodniu to już coś. Nie miałam czasu po prostu. W przerwie w pracy muszę zrobić kilka przysiadów, trochę się powyginać.
Ogólnie moje wymiary się nie zmieniają za bardzo, nie wiem... mierzyłam się ostatnio i :
talia - 67
na wysokości kości biodrowych - 84-85
pupa-93
biodra-91-92
udo- 55 (a drugie 56, dziwne)
 Chciałabym mieć:
talia: 63
na wysokości kości biodrowych - 80
pupa-93
biodra-88
udo-52
Kurna, rozmarzyłam się.
Dzisiaj mam pieczenie pierników. Choinkę muszę iść przyciągnąć do domu. Plany na Wigilie nie sprecyzowane, na święta też. Na sylwestra też. Nic nie wiem, świąt i atmosfery odpowioenidej nie czuję, chyba przez brak śniegu, przez brak rodzinnej atmosfery i przez to, ze już nie jest jak dawniej na święta. Coś się skończyło, mój facet być może pracuje w święta, ja nie pojawię się w domu rodzinnym, nie zdążę dojechać, pracuje w Wigilię, pewnie sama zostanę, tylko ja i cholerny Kevin. Planuje kupić sobie faję wodną, celem uzupełnienia ubytku w ciągłości mojego porąbanego życia, może coś smakowo-zapachowego, jakiś tytoń rzecz jasna. Podzielę sie ze sobą opłatkiem i bedzie jak co roku.Tylko ja , Kevin i ja.
Nie mam ja życia prywatnego, mam pracę i nawet z własnym facetem nie mam kiedy pogadać. Nie spotkałam się od dawna  z koleżankami, nie byłam nigdzie, nie kupiłam sobie nic... Aż trudno uwierzyć,ze mam 25 lat... bo żyję jakbym miała 2 razy tyle: praca, dom:sprzątanie, gotowanie, kąpiel, spanie, praca itd. i zero czegoś poza wymienionym wyżej. Ja sie zastanawiam,czy to tak powinno być, czy coś jest nie tak.Czy mogę coś zmienić, jeśli tak to co i jak. Ja się chyba urodziłam nie w tym ciele, co trzeba, mogłam urodzić się w Australii, na ranczo, a moja rodzina od pokoleń mogłaby zajmować się opieką nad misiami koala, a ja kontynuowałabym tradycje, ubierając się w ogrodniczki, kapelusz słomkowy i trampki, jeżdżąc dżipem i łażąc za misiami koala po drzewach. Ale nie... ja biorę udział w gierkach obyczajowo polityczno dramatyczno komediowych z elementami horroru i terroru i czuje się trochę, albo nawet bardzo, jakbym była na środku oceanu na piankowej desce, tak się usiłuje utrzymać na powierzchni, ale  nie wiem co będzie, i czy coś będzie. Moze ja już tak umrę, próbując się utrzymać na piankowej desce na środku oceanu.
Panie Boże, obym dopłynęła do jakiejś wyspy i rozkręciła na niej dochodowy kokosowy biznes.

XXXXXXXXXXXX

  • siczma

    siczma

    15 stycznia 2014, 17:15

    nieeee:) oba to kocury:)