Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pierwsze koty za płoty, czyli powitanie i kilka
słów o mnie ;-)


Zima - idealny czas na odchudzanie. Można się ukryć pod grubym i miękkim swetrem, na spacer wyjść w przepastnej kurtce. A kiedy nadejdą ciepłe, wiosenne dni, zrzucić grube ubrania razem z fałdami tłuszczu i zaskoczyć otoczenie swoją nową figurą.
Tak.. łatwo powiedzieć, gorzej zrobić - przynajmniej dla mnie.

Odchudzam się od zawsze. Chyba tylko jako dziecko 2-3 letnie mogłam się zaliczyć do wagi piórkowej, a później było tylko gorzej. Pamiętam jak w gimnazjum byłam z siebie niezadowolona, a od liceum non stop obiecywałam sobie, że w końcu się zawezmę i schudnę. Ile mam sukcesów na koncie - jeden, no może dwa, ale ten drugi mniej spektakularny. Chociaż czy można nazwać to sukcesem, jeśli znów jestem gruba? 

Pierwszy raz zawzięłam się i schudłam na studiach - brawo. Kilka lat odchudzania i w końcu się udało - z wagi ok 60 kg zeszłam do 48 przy wzroście 158. I dalej byłam niezadowolona, bo nogi za grube... Metoda? Mniej żreć i basen - w końcu znalazłam jeden, jedyny rodzaj aktywności fizycznej, po której dostałam powera. Zajęło mi to kilka miesięcy. A później problemy prywatne zajadałam tak, że dobiłam do 56 kg. A później do 60... do 68.... 

W końcu drugi - pomniejszy sukces - odchudzanie do ślubu. No bo jakoś trzeba wyglądać. Z wagą 57 kg nie było tak źle. A później - po kilku miesiącach - podróż poślubna, pierwsze all inclusive... Nie, żebym się obżerała, no ale trzeba było spróbować nowości... Później problemy zdrowotne, złe samopoczucie i brak ćwiczeń fizycznych. I tak dobiłam w końcu do 72 kg... Patrząc w lustrze widziałam, że jest źle, ale przecież nie aż tak źle.. A później zobaczyłam się na zdjęciach... No i znów postanowiłam się odchudzać, ale okazało się, że jestem w ciąży. Pierwsza ginekolog powiedziała, że mogę przytyć maksymalnie do 80 kg. Bałam się, że zostanę stu-kilogramową kulą... I co? Pierwsze 4 miesiące - ciągłe mdłości, wymioty, skończyłam z wagą 68 kg. A ciążę skończyłam ważąc 75 ! Nie odchudzając się ;-) Wygląda na to, że ciąża - przynajmniej ta pierwsza, była lepszą dietą odchudzającą niż moje wcześniejsze podejścia, bo miesiąc po porodzie ważyłam 63 kg ! I znów zaprzepaściłam. To był pierwszy moment, kiedy przestało mnie obchodzić jak wyglądam, bo liczył się tylko mój synek. A teraz 9 miesięcy po porodzie ważę 69 kg. W przyszłym roku kilka imprez rodzinnych, w tym ślub najbliższej mi osoby. Mam czas do lata, żeby w końcu się ogarnąć i się lepiej poczuć. Bo mimo tego, że teraz już mężatka, to do teraz pamiętam jak się czułam, kiedy ważąc 50 kg widziałam wzrok obcych facetów, kiedy czułam się jakbym była miss świata, bo czułam się lepiej ze sobą niż kiedykolwiek wcześniej. I mimo, że teraz już jako żona i mama, chcę poczuć to znów... Bo jak mogę się podobać chociażby mężowi, skoro sama siebie nie potrafię zaakceptować? 

  • zuzek144

    zuzek144

    4 grudnia 2016, 06:06

    Powodzenia!