Moja logika mnie zatrważa... Wczoraj zobaczyłam 1 kg więcej i co zrobiłam?
Poszłam poćwiczyć? Nie
Jadłam lżej? Nie
Nawpierdzielałam się :/ Inaczej tego nie nazwę. Wielkie brawa dla mnie. Jak tak dalej pójdzie to faktycznie na weselach będzie mnie 10 kg ale więcej a nie mniej...
Ale dostałam kopa... Dowiedziałam się, że kuzynka schudła już prawie 10 kg. A że jest też większych gabarytów jak ja to pojawiło się myślenie: cholera, jak ona schudnie to będę chyba najgrubszą kobietą z mojej strony rodziny na weselu (mówię o moim pokoleniu, bo ciotek nie liczę, chociaż i one chyba się lepiej ode mnie trzymają - przynajmniej w większości)... No więc schudnięcie kuzynki na razie motywuje - w końcu jak ona może to ja też zawalczę. No i zamiast wpierdzielania na 2 śniadanie zjadłam grzecznie kisielek :P
Oby do końca dnia dalej motywacja mnie nie opuszczała, bo podjadanie ostatnio mnie baaaardzo gubi. A dzień - jak dobrze pójdzie - skończę na siłowni.
Małe kroczki, każdy dzień, każdy posiłek się liczy. Nie ma co planować tygodniami, kiedy nie można utrzymać planu pojedynczego dnia...
angelisia69
25 kwietnia 2017, 13:25raczej dzialasz w kierunku samodestrukcji :P ale mam nadzieje ze juz sie ogarniesz konkretnie,moze za duzo o tym myslisz?
katarzyna19852014
25 kwietnia 2017, 12:56Kochana nie od razu Kraków zbudowano. Do dzieła !