Mamusia po przyjezdzie zaczela dzialalnosc od usmazenia racuchow dla mojego szczescia (wcale nie dietetycznych). No I oczywiscie nie wytrzymalam i pozarlam 7. Chociaz tyle, ze praca w ogrodzie i spacery z psem pozwolily mi troche tego dodatkowego bagazu zrzucic.
Od tego czasu szlaban na racuchy. Moga je sobie zrobic w piatek, kiedy szczescie ma wolne, a ja jestem w pracy.
Wczoraj zastosowalam zadanie z VitaMotywacji w praktyce. Zazwyczaj kiedy cos mi smakuje nie potrafie przestac jesc. Wciagam az mi "uszami wychodzi". W poniedzialek kolezanka z pracy przyniosla szkocka wersje sernika. O wiele slodszy od mojego, ale masa serowa byla naprawde dobra (podobno robione z serka Philadelphia). Po lunchu wzielam maly kawalek i jadlam powoli skupiajac sie na smaku. I zadzialalo! Nie zjadlam wiecej! Poczulam sie naprawde dumna.
Czyli mozna, tylko trzeba chciec i swiadomie pracowac nad soba. Problem jest tylko taki, ze trzeba sie caly czas kontrolowac.
pannacytrynka
11 maja 2016, 08:49Tak jak się chce to już połowa sukcesu ;) pozdrawiam!
Szkotka116
11 maja 2016, 15:02Zgadzam sie. Tylko czasami musi sie chciec "chciec" ;-)..... I tu jest pies pogrzebany