Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Początek - chcę być smukłą zdzirą


Hoi, no to pora spojrzeć prawdzie w oczy i w końcu przestać być ciepłą kluchą, a zmienić się w smukłą zdzirę - smukłą, a nie chudą, bo skinny is oh so passe. Liczy się ładna, zgrabna sylwetka, nawet z krągłościami, ale bez zwałów tłuszczu.

Mówiąc szczerze, już od dłuższego czasu wkurzam samą siebie, bo niby chcę od zawsze schudnąć/utrzymać wagę/chociażby nie przytyć, a kończę wpieprzając jakieś gówna wprost z opakowania, wydaję na nie wuchtę kasy i oczywiście później czuję się okropnie (psychicznie i fizycznie).

Ostatnie półtora roku było dla mnie najgorsze ever, z jednej strony mega deprecha, motywowanie się jedzeniem żeby skończyć pisać magisterkę i pozdawać wszystkie egzaminy, potem żarcie żeby rozpogodzić sobie życie (żarcie na umór, typu cały chleb z kostką masła i do tego opakowanie płatków czeko z kartonem mleka - wszystko zjedzone jednego wieczoru, i tak ciągnęło się tygodniami). Ale po tej ciemnej dolinie przyszły pogodniejsze dni, kiedy to znowu piłam na umór, jadłam jakieś kebaby pierdoły kolacje ze znajomymi i ogólnie psychicznie czułam się super, no ale sylwetce to nie służyło. 

Zawsze do dbania o wygląd napędzała mnie chęć bycia docenioną przez facetów - wiem, słabe, no ale tak jest. Sęk jednak tkwi w tym, że wszystko idzie mi zawsze w cycki, więc mimo znacznego przytycia na brak zainteresowania nie narzekam. Moje ciągłe próby odchudzania zawsze były więc połowiczne, bo niby chciałam schudnąć, ale zawsze z tyłu głowy miałam: och daj spokój, boys like curves.

Ale już mam tego dosyć, bo to nie jest zainteresowanie moją osobą, ale właśnie moimi cyckami. Pracuję z 60 młodymi byczkami na open spejsie (że tak pongliszem zajadę), i fakt, że nie mogę spokojnie przejść do ubikacji bo czuję się jak obiekt seksualny jest dość męczący. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby być niewidzialną czy niekobiecą, ale chcę być czymś więcej niż cyckami. 

Dobra, to teraz przejdę do more or less systematycznego wypunktowania moich planów:

1. Jeśli chodzi do jedzenie to wiem co jeść, bo jestem Wielkim Teoretykiem, mam bibliotekę na temat zdrowego odżywiania a filmiki o odchudzaniu na yt oglądam regularnie. Jem wszystko, ale umiarkowanie (tyle że mięsa i nabiału unikam, ale to z powodów ideologicznych).

2. Mój jedyny problem to objadanie się, więc chodzi tylko o to, żebym przestała być głupią pipą i nie oszukiwała się że jak teraz coś zjem to się nic nie stanie.

3. Chcę wysmukleć żeby móc kupować ładne ciuchy, czuć się zadbanie, profesjonalnie i w kupie, a nie jak rozlana kupa ;p

4. Nie mam jakichś celów wagowych, ale mam cele wizualne: zmieścić się w spódnicę i szorty w które jeszcze rok temu wchodziłam, a teraz już za chu nie wbiję się.

5. Ćwiczę co drugi dzień albo częściej jak mi się zachce. Ale nie przesadzam, bo wiem, że ma to na mnie odwrotny efekt.

I tyle, I won't be a pussy!