Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jedzenie ok, tylko ten alkohol...


Miałam wczoraj afterwork drinks, wypiłam z 5 małych piw (wieeem, najgorzej, ale jak tu nie pić jak piękni brokerzy z pracy stawiają ;p ). Poza tym jadłam spoko, warzywa, pełne ziarno, zielona herbata i te sprawy. No i rower do i z pracy. 

Dzisiaj zaczęłam od sałatki: sałata, pomidorki, ogórek, papryka, ciecierzyca, ocet jabłkowy (fffffuuck widzę, że zapomniałam dodać pestek dyni) + 2 kromki chleba razowego z tahini. Na lunch zjem prawdopodobnie też kanapkę bo mam kupon do jednej knajpy, a później mam do dokończenia potrawkę curry. 

Jadę teraz rowerem do centrum, mam zamiar coś ładnego wyszperać i ogólnie popałętać się, bo niby już miesiąc mieszkam w Amsterdamie a mam zero rozeznania w terenie. 

BTW stworzyłam listę powodów dla których chcę schudnąć, już parę razy w moich postach pośrednio można to było odczytać, ale powtórzę to teraz wyraźnie: chcę, żeby ciuchy na mnie dobrze leżały! I nie chodzi mi tu o jakieś tam dziwne hipsterskie szmaty z H&Mu, ale normalne ubrania, żebym nie musiała kombinować jak koń pod górkę jak je zestawić żeby wyglądać szczuplej. 

No i kolejny powód, będąc szczupłym wygląda się bardziej profesjonalnie imo. Tak to już jest, że jak już ktoś jest szczuplejszy to ma się wrażenie, że jest się bardziej aktywnym, zaangażowanym i nie poświęca się czasu na jedzenie, tylko się rozwija/pracuje. No i mówcie co chcecie, ale w moim wypadku to prawda. Największe sukcesy odniosłam będąc najszczuplejszą, a im jestem grubsza tym bardziej czuję się zdemotywowana i jedyną przyjemnością jest wtedy jedzenie, co tworzy błędne koło. 

Hasta la vista chicas!