Dobra, odważyłam się zważyć i prawda zakuła mnie oczy! W przeciągu jakiegoś półtora roku przytyłam 8,5 kg, tyle dobrego, że zdecydowanie wiem, skąd się to wzięło.
Już od tych kilkunastu dni zmierzam w dobrym kierunku, z tym że ciągle zdarzają mi się te napady objadania, jak wczoraj, gdy z braku snu (w piątek siedziałam do 4:30, a wstałam o 7:30) po południu objadłam się pumperniklem z sosem czosnkowym i owsianką z jogurtem sojowym z czereśniami w imbirze (totalnie bez sensu, jedynie to miałam w domu). Dobre jest to, że mam do tego inny stosunek niż wcześniej, normalnie poszłabym jeszcze do sklepu żeby się dopchać słodyczami, a dzisiaj kontynuowała objadanie. Ale zaczęłam dla odmiany dzień z Jillian, godzina, pot się lał! Poza tym banan i szejk białkowy, w końcu ściągnęłam z Groningen.
Zatem podsumowując ostatnie dni, piątek dość spoko, tyle że z 3 piwami i 4 papierosami. Wczoraj aż do tego objadania też spoko.
Plan na najbliższy tydzień: jem czysto i ćwiczę, bo potem jadę do PL, gdzie dopuszczam możliwość zjedzenia czegoś nieczystego ;) ale musi to być coś wybitnego. W ogóle, chcę żeby to była moja strategia długoterminowa: clean eating przez 6 dni w tyg, ćwiczenia 5 dni, 1 dzień cheat day, ALE: jedzenie z tego dnia musi być ciągle dobrej jakości, najlepiej domowej roboty albo z fajnej knajpy, i to coś na co mam naprawdę ochotę.
Okej, idę pod prysznic, potem obiad (ziemniaki, buraczki, jajko sadzone), potem pójdę do sklepu po zapasy na cały tydzień, będę gotować curry z ciecierzycą dla chłopaków na jutro, więc możliwe, że zjem to wieczorem. Jak nie, sałatka.
A, i będę codziennie rano przymierzać swoje szorty, które kupiłam ledwo 2 lata temu a w które się nie mieszczę :( Świadomość, że są za małe, powinna mnie odpowiednio nastawić na cały dzień ;p