Okej, kończę z biadoleniem. Tak jak 25 lat temu upadł Mur Berliński, tak dzisiaj niech upadną moje głupie rozkminy ;p
Muszę zebrać się w sobie, zacząć znów jeść, zrobić porządny detoks, przestać myśleć o facetach. Chociaż z tym ostatnim nie będzie łatwo, bo na najbliższe weekendy mam przewidziane wizytacje koleżanek. Z Angolem sprawa jest chyba beznadziejna, tzn on jest jakiś dziwny i szkoda mi nerwów na jego teksty z dupy. Będzie, co będzie, nie on, to następny (zwłaszcza, że trochę już jest potencjalnych kolejnych haha)
Można powiedzieć, że już wczoraj trochę wprowadziłam nowy plan w życie, bo kupiłam nowe perfumy (Bottega Veneta Knot, głupia nazwa, ale pachną super, czuję się w nich jakoś tak luksusowo :) ), bordową torebkę i sweter ze srebrną nitką. Wstawiłabym zdjęcia, ale jestem chyba technicznym zerem i nie potrafię ;p
Jeśli chodzi o sprawy jedzeniowo-sportowe to jedzenie jest o tyle do zaakceptowania że jest go po prostu mało, nie mam na nic ochoty. Aktywność fizyczna leży, jutro i pojutrze chcę iść na siłkę.
To tyle, w Brukseli słońce, więc mam nadzieję, że dzień będzie optymistyczny :)