Ostatni raz walcze z tym złem. Do tej pory myślałam że wszystko ze mną ok, ale się myliłam.
Kondycja do bani, zdrowie szwankuje, samopoczucie ehhh szkoda gadać.
No ale wrócę do początku. Wszystko zaczęło się w tamtym roku w lipcu. Zaproszenie od znajomego na wypad nad jezioro chętnie skorzystam. Było cudownie, pogoda dopisywała, towarzystwo, nowi ludzie coś wspaniałego. Do czasu kiedy nie uświadomiłam sobie że jest coś nie tak. Śliczna pogoda, jezioro, można korzystać gdyby nie to że ani razu nie ściągnęłam z siebie ciuchów :/ wstydziłam się, swojego ciała, każdej fałdki. To właśnie wtedy powiedziałam sobie DOŚĆ. Zaczęłam mniej jeść, być w ruchu. Warzyłam wtedy ehhh aż wstyd się przyznać 111 kg ;( jak tak można było się zapuścić, zawsze ważyłam 70 kg ja chce do tych czasów. No więc wtedy powstała ta cudowna myśl - że chce to zrobić.
Zaczeło się, przez pierwszy miesiąc zrzuciłam 6 kg, później szło opornie, ale troszke kg traciłam. Aż poznałam cudownego faceta który wywrócił moje życie do góry nogami. On wysoki szczupły a ja niska i okrągła. To dało mi dużo motywacji. Jesteśmy razem 4 miesiące a ja już straciłam 19 kg. Jestem szczęśliwa, czasami tracę kilogram na tydzień a czasami 2. Jem regularnie teraz, stosuje dietę South Beach, codziennie ćwiczę z Ewą Chodakowską (spokojnie korzystam z filmików na YouTube). Tym razem jestem dobrej myśli i wierzę że mi się uda.
Ostatni stracone kg - ten tydzień ubyło 1,40 kg