Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Spanikowałam i pomyliłam środy...


Chyba rzeczywiście czas wziąć się w garść. Tak spanikowałam na hasło "środa", że już nie dosłyszałam, że mowa dopiero o jutrzejszej. Tak więc z miłą Panią Psychiatrą musiałam przełożyć wizytę na po Nowym Roku, bo niestety na jutrzejsze popołudnie mam już plany. Szkoda. Naprawdę czulam, że mogę dać radę i ... że bardzo potrzebuję tego spotkania. 

Trudno. Poczekam, przygotuję się lepiej. A może dam radę sama? 

Z mniej optymistycznych rzeczy: czuję moje nadprogramowe kilogramy. I naprawdę nie jest to miłe uczucie. Jakiś czas temu zamówiłam sobie czarną, koktajlową sukienkę, którą miałam założyć na spotkanie wigilijne w pracy. Przyszła, rozpakowalam, oceniłam, że jest w porządku i rzuciłam do szafy. Przymierzyłam ją dopiero dzień przed wigilią i ... ledwo co się w nią wbiłam. Dosunęłam się, fakt. Ale usiąść już było ciężej... 

I tak oto mam wybór: albo brnąć dalej przez życie z dodatkowymi kilogramami i mieć świetną kieckę tylko do stania, albo ponownie wziąć się w garść, wrócić do diety zupowej i do biegania i siadać w tej kiecce we wszystkich możliwych pozycjach 😏