Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
24.02.11


Tu bym chciała teraz leżeć plackiem i popijać drinki z parasolką....ehhh

w GW dziś było -14 stopni. To i tak postęp - ociepla się. Słońce świeci jak zwariowane, ale co z tego jak mróż trzyma się mocno. Nawet pomimo niebieskiego nieba i słoneczka nie chce mi się wychodzić nigdzie. Brr zimno.

Pani Kierownik wróciła nam szczęśliwie z Katowic i od razu zamieszanie, ruch, istne wariactwo. A taki był spokój przez 3 dni. Nikt nic nie chciał, nie dzwonił, nie marudził. Cóż wszystko co dobre ma swój kres.

Zapisałam się wczoraj do endokrynologa na poniedziałek i w związku z tym muszę dziś oddać krew. A nienawidzę tego, panicznie boję się igły i widoku krwi. Okazało się, że moja pani doktor już nie przyjmuje, jest inna z Poznania. W domu się opamiętałam, że nie mam skierowania na badanie i będę musiała wyłożyć kasę...to tak w ramach ciągnącego się za mną od poniedziałku pecha.

Cóż dziś zżarłam? Ten sam zestaw co wczoraj do południa + kaszka manna błyskawiczna na rozgrzewkę. W domku na obiad mam spagetti z ciemnym makaronem. Oczywiście miksuję owoce na koktajle i pijemy wieczorami z córką i PiW. Wczoraj nawet nie podjadałam ale co z tego. Wlazłam na wagę a waga ani gram w dół, no do góry też nie. Mam więc dwie szóstki na wadze. Sama nie wiem, bo czuję się na mniej kg., no ale nie będę polemizować z wagą.

No to trzymajcie się cieplutko, tyle na dziś. Moje postanowienie na koniec dzisiejszego dnia : nie podjadać!!!