Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
14.03.11


Właśnie nagryzmoliłam dłuuuugiego posta i mój komputer się wyłączył. Zaczynam więc na nowo

Moje weekendowe grzechy:

- dużo słodyczy

- dużo naleśnik.ów z kremem czekoladowym

-browar z sokiem

-parówki

Moje plusy:

-mycie okien (później nie mogłam się ruszyć)

-spacer na działkę w celu porąbania pniaka ( to PiW, ja jako osoba towarzysząca)

- jogurt naturalny z owocami - owoce z rynku, jogurt sama zrobiłam

Ogólnie bilans energetyczny na plus, więc wagi nie odwiedzałam, bo po co?!

Poniedziałe zaczął się od tego, że spłukana po weekendzie ze złotówką w portfelu poleciałam z rana do ściany. A tu niespodzianka ściana nieczynna. Nawet na wodę mineralną nie miałam. No bida z nędzą.

Zrobiłam furrorę, bo poczułam wiosnę i przyszłam w sukience ( nie uznaję spódnic i sukienek), koleżanki były w szoku, koledzy też (raczej w estetycznym szoku). Miałam co prawda na nogach emu, gdyż moje łydki nie zasługują na publiczne obnażanie. Ale mi się podobało (ale jestem durna). No i nie, nie porzucam spodni, zawsze będę głosić ich wyższość!!!

Dzisiaj zjadłam: (mało bo jestem głodna jak smok):

musli,kawa, kaszka błyskawiczna, jogurt domowy z owocami, sałaty z kurczakiem, jabłko.

W domu do spożycia: krupnik, kolacja w postaci makreli i jajka.

Nie będę podjadać (szczególnie parówek i chleba )! No i mam nadzieję, że starczy mi czasu na stepper.

Poza tym odczuwam silny głód czytelniczy. Pragę czytać coś co jest ciekawe, tajemnicze, nieziemskie, porywające... Na razie męczę "Ubika" i to dosłownie. Nie leży mi ta książka, ale znawcy tematu polecają. Poczytałabym coś na miarę Diuny...

Opuszczam was teraz, gdyż nareszcie udaję się do domu.Praca jednak nie czyni wolnym